Dołączyła: 15 Kwi 2007 Posty: 2336 Skąd: miasto scyzoryków Płeć:
Wysłany: Śro 14 Kwi, 2010
semiwegetarianin? no proszę cię...
jak lubię dotykać tylko małe dziewczynki, a chłopców już nie to znaczy, że jestem semipedofilem? dla mnie to taka sama logika
_________________ Czytając moje posty, ćwicz mięśnie Kegla.
Kiedyś mi za to podziękujesz...
jak lubię dotykać tylko małe dziewczynki, a chłopców już nie to znaczy, że jestem semipedofilem?
Być może – nie wiem, nie ja wymyśliłem to określenie.
Nie da się natomiast ukryć, że dotykanie dzieci to jakaś aktywność, a wegetarianizm to powstrzymanie się od jakiejś aktywności, więc stopniowanie jest bardziej na miejscu.
Tak samo, jak ktoś np. nie ćpa, nie pije, ale pali może powiedzieć o sobie, że jest pół-strejt ejdżem, choć tak naprawdę nim nie jest.
nie wiem jakie są nazwy na powyższe, ale rozwaliło mnie to:
Cytat:
Fleksitarianizm (z ang. flexible - giętki) - dieta uznawana za odmianę wegetarianizmu bądź weganizmu polegająca na spożywaniu tylko kilku posiłków mięsnych w tygodniu.
zauważ chłopok, że wegetarianizm to dieta, a nie styl ubierania ;]
dokładnie
Stanzberg napisał/a:
Wegetarianin jedzący ryby to semiwegetarianin.
Nie dokońca. Radze doczytać ten temat Stan.
magdalenik napisał/a:
coś co się idiotycznie zwie semiwegetarianizmem dopuszcza, poza rybami, spożywanie drobiu. więc od diety jarskiej jednak się różni.
Po za tym nie ma czegoś takiego jak semiwegetarianizm. Albo się je mięso, albo nie. To tak jakby by być w tylko trochę w ciąży. Ten termin to wymysł dietetyków.
QkiZ - tak wymiękam, temat wege mnie zupełnie nie interesuje bo nie identyfikuję się z nim. Nie mam ani wiedzy ani doświadczenia żeby brać udział w takiej dyskusji
_________________ "Z każdym dniem mojego życia zwiększa się nieuchronnie liczba tych, którzy mogą mnie pocałować w dupę"
"Ktoś zapytał mnie: czym jest punk? Kopnąłem w śmietnik i powiedziałem: to jest punk. Wtedy on kopnął i spytał: to jest punk? Odpowiedziałem: nie, to jest trendy"
QkiZ - tak wymiękam, temat wege mnie zupełnie nie interesuje bo nie identyfikuję się z nim. Nie mam ani wiedzy ani doświadczenia żeby brać udział w takiej dyskusji
a czym kierowałeś się zakładając ten temat? co chciałeś udowodnić?
Od razu trzeba się czegoś doszukiwać?
Chciałem tylko pokazać okrucieństwo człowieka wobec bezbronnego, złapanego w niewolę stworzenia tylko po to żeby mieć z tego kasę - nothing special man
_________________ "Z każdym dniem mojego życia zwiększa się nieuchronnie liczba tych, którzy mogą mnie pocałować w dupę"
"Ktoś zapytał mnie: czym jest punk? Kopnąłem w śmietnik i powiedziałem: to jest punk. Wtedy on kopnął i spytał: to jest punk? Odpowiedziałem: nie, to jest trendy"
QkiZ - tak wymiękam, temat wege mnie zupełnie nie interesuje bo nie identyfikuję się z nim. Nie mam ani wiedzy ani doświadczenia żeby brać udział w takiej dyskusji
a czym kierowałeś się zakładając ten temat? co chciałeś udowodnić?
Uprzedziłeś mnie.
BadMotherfucker napisał/a:
Od razu trzeba się czegoś doszukiwać?
Chciałem tylko pokazać okrucieństwo człowieka wobec bezbronnego, złapanego w niewolę stworzenia tylko po to żeby mieć z tego kasę - nothing special man
To jeśli chciałeś to pokazać wegetarianom to trochę się spóźniłeś. Większość z nich/nas już widziała takie obrazki i pewnie przez to przestali jeść mięso (jak ja).
Dołączyła: 15 Kwi 2007 Posty: 2336 Skąd: miasto scyzoryków Płeć:
Wysłany: Śro 14 Kwi, 2010
magdalenik napisał/a:
nie wiem jakie są nazwy na powyższe, ale rozwaliło mnie to:
Cytat:
Fleksitarianizm (z ang. flexible - giętki) - dieta uznawana za odmianę wegetarianizmu bądź weganizmu polegająca na spożywaniu tylko kilku posiłków mięsnych w tygodniu.
czyli w zasadzie każdy katolik jest fleksiwege, bo przecież piątek- dzień postny, można jeść tylko ryby. a przecież ryba to nie mięso.
idąc tokiem myślenia ludzi, którzy wymyślili i stosują termin semiwegetarianizm, każdy jest wege. to tylko kwestia przedrostków.
Spierdalaj, a jak masz ochotę jechać mi od karykatur to się nie krępuj, pisz wprost.
Przepraszam, jeśli poczułaś się obrażona, akurat pisząc to nie pomyślałem o tobie, więc bez spinki proszę. Bardziej stanął mi przed oczami widok półki z butami Roniego z Krk (na bank większość wie o kogo chodzi), zagorzałego wegetarianina (chuj wie czy nie nawet weganina), który to na chacie miał z 15 par skórzanych buciorów i z tego co mówił planował kolejne zakupy.
magdalenik napisał/a:
1. Gdyby nie to, ze jecie mięso, świnie na samą skórę nie byłyby zabijane. Kompletnie by się to nie opłacało. Chyba że cena, i tak już wysoka, kilkunastokrotnie poszłaby w górę.
Gdyby zwierzę było zabijane specjalnie na skórę, byłoby to analogiczne do interesu z futrami, a tak nie jest.
Akurat o tym już rozmawialiśmy, kiedyś przy wódeczce próbowałaś mi to wytłumaczyć tymi samymi argumentami. Do mnie to nie trafia, niekupowanie skór, ogranicza popyt tak jak niekupowanie mięsa. Bo chyba o to chodzi wegetarianom, którzy mają na uwadze dobro zwierząt.
magdalenik napisał/a:
3. Ile razy w roku kupujesz buty? Bo ja moją parę glanów mam od 5 lat i zupełnie nie wygląda na to, abym miała kupować następną.
Ciekawe ile ty mięsa zjadłeś w ciągu tych lat i jak to się ma do ilości moich butów.
Buty skórzane, wiadomo kupuje się rzadko raczej - bo się trzymają . Ilość zjedzonego przeze mnie mięsa,a twoje skórzane buty mają się do siebie nijak. Ja po prostu mam pogląd - nie można być trochę wegetarianinem, tak jak nie można być np. troszkę katolikiem . Albo się w coś wierzy albo nie.
magdalenik napisał/a:
4. Nie ma czegoś takiego ja wegetarianin jedzący ryby.
To się nazywa jarosz.
Bo przeciez ryby rosną na drzewach.
Ale i tak chwała im za to, że choć o inne "produkty" zwierzęce ograniczają popyt zamiast szukać dziur u innych.
(ichtiwegetarianizm??? ja nie wiem, to jakaś nowa moda? wymyślanie słów kończących się na wegetarianizm? to może dodajmy - wieprzokurowołowegetarianizm i wyjdzie typowy zjadzacz mięsa, ale jak mądrze brzmiący )
właśnie tu się zgodzę, to jest śmieszne dopiero, te różnie neologizmy z członem "wegetarianizm". Ja się na przykład spotkałem z tym, że w jakimś słowniku pod hasłem "jarosz" występował odnośnik do "wegetarianin". Doskonale wiem że nie jedzący mięsa innych zwierząt poza rybami to jarosze. Ja po prostu miałem przyjemność z takimi właśnie, którzy twierdzili, że wpierdalanie rybek niespecjalnie utrąca ich "wegetarianizm". Np Szo twierdzi że ryba nie czuje bólu i nie zasługuje na współczucie. Np taki karp w torbie plastikowej bez wody, to wcale nie jest bestialskie.
Nie będę się tutaj już kłócił z nikim. Zawsze wychodzi spinka kiedy zaczyna się temat wegetarianizmu. Niechaj każdy żyje jak tam chce i je co chce.
EDIT: Wychodzi, że jestem fleksitarianinem, lubię opierdolić ze dwa, trzy razy w tygodniu bez mięsa. Zmiażdżył mnie ten termin.
Bardziej stanął mi przed oczami widok półki z butami Roniego z Krk (na bank większość wie o kogo chodzi), zagorzałego wegetarianina (chuj wie czy nie nawet weganina), który to na chacie miał z 15 par skórzanych buciorów i z tego co mówił planował kolejne zakupy.
Nawet weganina.
ko0niu napisał/a:
nie można być trochę wegetarianinem, tak jak nie można być np. troszkę katolikiem
nie wiem jakie są nazwy na powyższe, ale rozwaliło mnie to:
Cytat:
Fleksitarianizm (z ang. flexible - giętki) - dieta uznawana za odmianę wegetarianizmu bądź weganizmu polegająca na spożywaniu tylko kilku posiłków mięsnych w tygodniu.
czyli w zasadzie każdy katolik jest fleksiwege, bo przecież piątek- dzień postny, można jeść tylko ryby. a przecież ryba to nie mięso.
idąc tokiem myślenia ludzi, którzy wymyślili i stosują termin semiwegetarianizm, każdy jest wege. to tylko kwestia przedrostków.
o w morde to ja tez jestem flexiwege, bo zwykle w tygodniu robie se dwa dni bez miesa + dzieńna kaca kiedy nic nie moge jeść
_________________ Si Deus nobiscum, quis contra nos?
Ryszard
Dołączył: 08 Mar 2008 Posty: 1598 Skąd: Wrocław Płeć:
Wysłany: Czw 15 Kwi, 2010
Ja na przykład cały jestem flexi
Jak zwykle konkluzja jest taka: każdy je co ma ochotę i to jest prywatna, indywidualna sprawa.
Zabawne, że zawsze dochodzi się do tego samego wniosku w tych wege-dyskusjach.
_________________ nie umiemy się bawić w dyskotece
Przepraszam, jeśli poczułaś się obrażona, akurat pisząc to nie pomyślałem o tobie, więc bez spinki proszę. Bardziej stanął mi przed oczami widok półki z butami Roniego z Krk (na bank większość wie o kogo chodzi), zagorzałego wegetarianina (chuj wie czy nie nawet weganina), który to na chacie miał z 15 par skórzanych buciorów i z tego co mówił planował kolejne zakupy.
hmm, jestem na 90% pewna, ze tekst, który zacytowałeś odnośnie upodobań kulinarnych usłyszałeś kiedyś ode mnie, no ale oczywiście mogę się mylić. a że jestem wegetarianką w glanach (ale na pewno nie 30 glanach ), to chyba nie dziwne, że odpowiedziałam na twoje zarzuty
zakupów kolejnych nie planuję.
a roni to normalny raczej nie jest, więc bez komentarza.
ko0niu napisał/a:
Akurat o tym już rozmawialiśmy, kiedyś przy wódeczce próbowałaś mi to wytłumaczyć tymi samymi argumentami. Do mnie to nie trafia, niekupowanie skór, ogranicza popyt tak jak niekupowanie mięsa. Bo chyba o to chodzi wegetarianom, którzy mają na uwadze dobro zwierząt.
jasne, zgadzam się.
tylko o ile ograniczę ten popyt nie kupując butów raz na 5 lat, a o ile nie kupując mięsa codziennie?
wg mnie jest to dużo mniejsze zło.
a wegankę krystaliczną i bez skazy znam jedną (i tak dużo!)i nawet ona się nie dopierdala do mnie, bo rozumie, że dobru zwierząt lepiej służy wegetarianka w glanach niż ignorant z kotletem.
ko0niu napisał/a:
Buty skórzane, wiadomo kupuje się rzadko raczej - bo się trzymają . Ilość zjedzonego przeze mnie mięsa,a twoje skórzane buty mają się do siebie nijak. Ja po prostu mam pogląd - nie można być trochę wegetarianinem, tak jak nie można być np. troszkę katolikiem . Albo się w coś wierzy albo nie.
przepraszam najmocniej, ale wegetarianizm to rodzaj diety, a nie wiary
a swoich ani cudzych skórzanych butów naprawdę nie jadam!
ko0niu napisał/a:
Np Szo twierdzi że ryba nie czuje bólu i nie zasługuje na współczucie. Np taki karp w torbie plastikowej bez wody, to wcale nie jest bestialskie.
no ten pogląd szokala jest zaiste komiczny.
ale kto wie, może był rybą w poprzednim wcieleniu i stąd ma taką tajemną wiedzę
bo np moja wiedza wskazuje na to, że ryby mają stosunkowo dobrze wykształcony układ nerwowy i to że nie za bardzo (lub w ogóle) można z nimi załapać kontakt, to żaden dowód na ich brak czucia.
Jak zwykle konkluzja jest taka: każdy je co ma ochotę i to jest prywatna, indywidualna sprawa.
Zabawne, że zawsze dochodzi się do tego samego wniosku w tych wege-dyskusjach.
tak, bo ignorantów uważających zwierzę za produkt żywnościowy jest niestety pełno.
a moim zdaniem to nie jest czyjaś prywatna sprawa, bo nie rozmawiamy o tym czy wolisz ryż czy kaszę tylko o zabijaniu żywych, czujących stworzeń.
Tak, ale glany i ramonki bez żadnych wyrzutów sumienia możesz nosić
_________________ "Z każdym dniem mojego życia zwiększa się nieuchronnie liczba tych, którzy mogą mnie pocałować w dupę"
"Ktoś zapytał mnie: czym jest punk? Kopnąłem w śmietnik i powiedziałem: to jest punk. Wtedy on kopnął i spytał: to jest punk? Odpowiedziałem: nie, to jest trendy"
w świetle prawa jest-legalna rzecz niezagrożona prawnie w żaden sposób i w tym momencie prywatną kwestią jest sumienie i to czy ktoś zdecyduje się na zbicie/skonsumowanie drugiej żywej istoty jeśli jest to dla niego w pełni dostępne i legalne.
Ja gdybym była wegetarianką/weganką chyba bym się skupiła bardziej na uświadamianiu ludziom co powinni jeść i w jaki sposób mogą dostarczyć sobie niezbędnych składników odżywczych, bo powiedzenie komuś "nie żryj mięsa bo mordujesz żywe istoty" raczej nie rozwiązuje sprawy bo większość od razu ma wizje życia z ogórkiem i sałatą w ręce.
Wegetarian szanuję, bo jeśli ktoś ze względu na przekonania potrafi zrezygnować z czegoś co ja tak bardzo lubię...to musi być głęboko przekonany
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Możesz załączać pliki na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum