po przeczytaniu "dzieci z dworca zoo", "dziewczyny", "ćpuna" i jeszcze chyba kilku książek o podobnej tematyce stwierdzam ze te pozycje są dość schematyczne...
aczkolwiek "miłość w berlinie" fajnie się czytało
_________________ Want to fuck up, drop out, never trust a fucking hippie.
And for that matter don't trust anyone.
Quit school, don't work, livin' up your music to punk.
If I could do it so could anyone
paliwoda [Usunięty]
Wysłany: Czw 15 Lis, 2007
mqrcin napisał/a:
polecam ptaska dla tych co nie czytali
koles nazywa sie wherton
Wherton z tego co wiem to "Ptyśka" nabazgrał...
n. Gość
Wysłany: Czw 15 Lis, 2007
kurt vonnegut jr - rysio snajper, jego kolejna swietna ksiazka.
albo sie tytul zmienil w kolejnym wydaniu albo ja nie pamietam bo tak dawno czytalem
tak powaznie to jestem prawie w 100% pewien ze jednak "Ptasek"
heroina napisał/a:
a czytał ktoś z was "Al'a"? o tym Ptyśka koledze?
niestety nie bo ,ie moglem znalezc
cos podobnego
_________________ spotkalem barykady
ludzkiego umyslu
gorsze sa niz wojna
gorsze od faszyzmu
paliwoda [Usunięty]
Wysłany: Pią 16 Lis, 2007
n. napisał/a:
kurt vonnegut jr - rysio snajper, jego kolejna swietna ksiazka.
z tego co pamietam to gorszych nie mial...
a to moje uko ch a ne opowiadanie:
Der Arme Dolmetscher
Pewnego dnia w 1944 roku, w samym środku frontowego piekła, dowiedziałem się ze zdumieniem, że zostałem mianowany tłumaczem, jeśli wolicie, Dolmetscher, dla całego batalionu i mam być zakwaterowany w domu belgijskiego burmistrza, położonym w zasięgu artylerii Linii Zygfryda.
Nigdy nie przyszło mi do głowy, że posiadam odpowiednie kwalifikacje na tłumacza. Zlecono mi tę funkcję, gdy czekałem na przeniesienie z Francji na linię frontu. Będąc studentem, nauczyłem się na pamięć pierwszej zwrotki Die Lorelei od kolegi, z którym dzieliłem pokój, i gdy przypadkowo zawzięcie ją recytowałem, usłyszał mnie dowódca batalionu. Pułkownik (detektyw hotelowy z Mobile) spytał swego zastępcę (sprzedawcę wyrobów pasmanteryjnych z Knoxville), w jakim języku jest ten tekst. Zastępca wstrzymał się z opinią, dopóki nie wydeklamowałem nieudolnie Der Gipfel des Berges foounkkelt im Abendsonnenschein.
— To chyba szwabski, pułkowniku — powiedział w końcu.
Te jedyne słowa, jakie znałem po niemiecku, oznaczały: „Nie wiem, czemu jestem taki smutny. Nie mogę wyrzucić z myśli dawnej legendy. Powietrze jest chłodne i zapada zmrok, powoli płyną wody Renu. Szczyt góry skrzy się w zachodzącym słońcu”.
Pułkownik uważał, że jego rola polega na obowiązku wydawania szybkich, stanowczych decyzji. Podjął kilka pierwszorzędnych, zanim spuszczono lanie Wehrmachtowi, ale moją ulubioną była właśnie ta, którą podjął tamtego dnia.
— Skoro to szwabski, to co ten człowiek tutaj robi? — spytał.
W dwie godziny później pisarz kompanijny kazał mi odłożyć wiadra, ponieważ od tej pory jestem tłumaczem batalionu.
Wkrótce potem nadszedł rozkaz wymarszu. Moi zwierzchnicy byli zbyt udręczeni, by dotarły do nich moje oświadczenia o braku kompetencji.
— Na nasze potrzeby całkiem wystarczy — powiedział zastępca dowódcy. — Nie będziemy mieli czasu na rozmowy z Niemiaszkami. — Poklepał czule mój karabin. — To będzie najlepiej za ciebie tłumaczyło — dodał. Zastępca, który uczył się wszystkiego od pułkownika, wyobrażał sobie, że armia amerykańska właśnie pobiła Belgów i że miałem być zakwaterowany w domu burmistrza po to, by się upewnić, że nie spróbuje nas oszukać. — Poza tym — zakończyli moi przełożeni — nikt inny tutaj nie szprecha.
Pojechałem na farmę burmistrza jedną ciężarówką z trzema rozczarowanymi Niemcami z Pensylwanii, którzy kilka miesięcy wcześniej starali się o pracę tłumacza. Gdy wyjaśniłem im, że nie stanowię dla nich żadnej konkurencji i mam nadzieję, że zostanę zwolniony w ciągu dwudziestu czterech godzin, rozkrochmalili się na tyle, by dostarczyć interesującą informację, że jestem Dolmetscher. Na moją prośbę rozszyfrowali również Die Lorelei. Dzięki temu opanowałem około czterdziestu słów (na poziomie dwulatka), za żadne skarby jednak nie potrafiłem sklecić jakiejkolwiek ich kombinacji.
Każdy obrót kół ciężarówki przynosił nowe pytanie:
— Jak jest po niemiecku „wojsko”...? Jak mam zapytać o łazienkę...? Jak jest „chory”...? „dobrze”...? „potrawa”...? „brat”...? „but”?
Moi flegmatyczni nauczyciele zmęczyli się w końcu i jeden z nich dał mi broszurkę, która podobno miała ułatwić naukę niemieckiego każdemu żołnierzowi w okopie.
— Niektórych stron brakuje — wyjaśnił ofiarodawca, gdy zeskoczyłem z ciężarówki przed kamiennym wiejskim domem burmistrza. — Używaliśmy ich do skrętów.
Było jeszcze ciemno, gdy zapukałem do drzwi burmistrza. Stałem na progu niczym grający ogony aktor za kulisami, a w głowie, poza tym pustej, kołatała mi się jedna linijka, którą miałem wyrecytować. Drzwi się otworzyły.
— Dolmetscher — powiedziałem.
Sam burmistrz, szczupły starszy pan w nocnej koszuli, zaprowadził mnie do sypialni na parterze, którą miałem zająć. Wymamrotał słowa powitania, odgrywając jednocześnie małą pantomimę, na co odpowiedziałem stosownym na tę okazję danke schön. Byłem przygotowany na zdławienie dalszej rozmowy stwierdzeniem: Ich weiss nicht, was soll es bedeuten, dass ich so traurig bin. To powinno skłonić go do położenia się spać z przekonaniem, że jego Dolmetscher płynnie mówi po niemiecku, choć cierpi na Weltschmerz. Ale fortel nie był konieczny. Zostawił mnie samego, bym mógł skonsolidować moje zasoby.
Najważniejsza wśród tych zasobów była okaleczona broszura. Studiowałem kolejno każdą z jej cennych stron, zachwycony łatwością przetransponowania angielskiego na niemiecki. Mając ją, musiałem tylko sunąć palcem wzdłuż kolumny po lewej stronie, dopóki nie znalazłem angielskiego zwrotu, o który mi chodziło, a następnie trajkotałem nonsensowne sylaby wydrukowane naprzeciwko w prawej kolumnie. Na przykład, „Ile macie granatników?” brzmiało po niemiecku: „Wi fil grenada werfer haben zi?”. Nienagannym niemieckim odpowiednikiem zdania „Gdzie są wasze kolumny czołgów?” było właściwie niekłopotliwe: „Wo zind ire pancer szpicen?”. Deklamowałem z patosem: „Gdzie są wasze haubice? Ile macie karabinów maszynowych? Poddajcie się! Nie strzelać! Gdzie ukryłeś swój motocykl? Ręce do góry! Z której jesteś jednostki?”.
Broszura nagle się skończyła, a ja z podniecenia popadłem w depresję. Niemiec z Pensylwanii zużył na skręty wszystkie uprzejmości stosowane na tyłach, zawarte w pierwszej połowie broszury, a mnie pozostały jedynie cięte odpowiedzi w walce wręcz.
Gdy leżałem w łóżku, nie mogąc zmrużyć oka, w mojej wyobraźni rozwijała się jedyna sztuka, w której mógłbym zagrać...
DOLMETSCHER (do CÓRKI BURMISTRZA): Nie wiem, co się ze mną dzieje, jestem taki smutny. (Obejmuje ją).
CÓRKA BURMISTRZA (z uległą nieśmiałością): Powietrze jest chłodne, zapada zmrok, wody Renu płyną tak spokojnie.
(DOLMETSCHER porywa CÓRKĘ BURMISTRZA, niesie ją do swego pokoju).
DOLMETSCHER (cicho): Poddaj się.
BURMISTRZ (wymachując lugerem): Ręce do góry!
DOLMETSCHER i CÓRKA BURMISTRZA: Nie strzelaj!
(Z kieszeni na piersi BURMISTRZA wypada duża mapa pokazująca rozmieszczenie wojsk amerykańskich).
DOLMETSCHER (na stronie, po angielsku): Skąd się wzięła u podobno proalianckiego burmistrza mapa z rozmieszczeniem wojsk amerykańskich? (Wyciąga spod poduszki automatyczny pistolet kalibru 45 i celuje z niego w BURMISTRZA).
BURMISTRZ i CÓRKA BURMISTRZA: Nie strzelaj! (BURMISTRZ rzuca broń, kuli się, uśmiecha się szyderczo).
DOLMETSCHER: Z której jesteś jednostki? (BURMISTRZ nie odpowiada, z posępną miną. CÓRKA BURMISTRZA przypada do jego boku, płacząc cicho. DOLMETSCHER staje przed CÓRKĄ BURMISTRZA). Gdzie ukryłaś swój motocykl? (Odwraca się znów do BURMISTRZA). Gdzie są wasze haubice, co? Gdzie są kolumny czołgów? Ile rakietnic macie?
BURMISTRZ (załamując się pod straszliwym ogniem pytań): Ja...
(Wchodzi straż złożona z Niemców z Pensylwanii, dla dokonania rutynowej kontroli, w samą porę, by usłyszeć, jak BURMISTRZ i CÓRKA BURMISTRZA wyznają, że są agentami nazistowskimi, którzy wylądowali na spadochronach za linią frontu, po stronie zajętej przez wojska amerykańskie).
Johann Christoph Friedrich von Schiller nie wykorzystałby lepiej tych samych słów, a były to jedyne słowa, jakie znałem. Nie miałem szansy, by jakoś sobie poradzić, nie odczuwałem najmniejszej przyjemności z powodu bycia tłumaczem dla całego batalionu w grudniu, nie mogąc powiedzieć nawet: „Wesołych Świąt”.
Pościeliłem łóżko, zaciągnąłem sznurki w moim worku, rozsunąłem zaciemniające zasłony i wymknąłem się w noc.
Czujni wartownicy skierowali mnie do kwatery głównej batalionu, gdzie odnalazłem większość naszych oficerów studiujących mapy lub ładujących broń. Panowała świąteczna atmosfera, zastępca dowódcy ostrzył osiemnastocalowy nóż myśliwski, nucąc pod nosem: Are you from Dixie?
— Niech mnie kule biją — powiedział, zauważywszy mnie w drzwiach — jeśli to nie nasz stary „szprechen zi dojcz”. Co się stało, chłopcze? Czy nie powinieneś być teraz w domu burmistrza?
— To niemożliwe — odparłem. — Oni wszyscy mówią językiem potocznym, a ja literackim.
Najwyraźniej zrobiło to na zastępcy duże wrażenie.
— Jesteś dla nich za dobry, co? — Powiódł palcem po ostrzu swego morderczego noża. — Sądzę, że całkiem niedługo natkniemy się na tych, którzy znają ekskluzywny niemiecki — powiedział, po czym dodał: — Jesteśmy okrążeni.
— Spuścimy im lanie, tak jak im spuściliśmy w Karolinie Północnej i Tennessee — odezwał się pułkownik, który nigdy nie tracił kontenansu. — Zostaniesz tutaj, synu. Będziesz tłumaczył dla moich podwładnych.
Dwadzieścia minut później znalazłem się znów w wirze tłumaczenia. Cztery tygrysy podjechały pod drzwi kwatery głównej i zeskoczyło z nich ponad dwudziestu niemieckich żołnierzy piechoty. Otoczyli nas, trzymając w dłoniach pistolety maszynowe.
— Powiedz coś — rozkazał pułkownik, nie przejawiając odrobiny strachu.
Przebiegłem wzrokiem lewą kolumnę w mojej broszurze, aż wreszcie znalazłem zwrot, który najwłaściwiej odzwierciedlał nasze uczucia.
— Nie strzelać — powiedziałem.
Niemiecki czołgista z pewną siebie miną zerknął na coś, co trzymał w ręku. Była to broszura, nieco mniejsza od mojej.
— Gdzie są wasze haubice? — spytał.
tym, którzy wysyłali mnie na Kubę (i nie tylko im) polecam film M. Moore'a SICKO
_________________ ..:: RADIOS.CZ ::.. free radio for free people . independent, commercial-free and totally non-profit radio project http://www.radios.cz
n. Gość
Wysłany: Pią 16 Lis, 2007
paliwoda napisał/a:
n. napisał/a:
kurt vonnegut jr - rysio snajper, jego kolejna swietna ksiazka.
z tego co pamietam to gorszych nie mial...
pewnie kwestia gustu, mi zachwalana przez wszystkich kocia kolyska za bardzo nie podeszla, a jesli chodzi o gorsze to chocby slapstick.
a nie wolisz do francji Question rzad by Ci robil pranie Laughing
no juz chyba nie
przypominam ze prezydenyem kraju zostal Sarko
i postawil sobie szczytny cel wyciagniecia kraju z regresu gospodarczego
czego efektem sa nie ustajace strajki
_________________ spotkalem barykady
ludzkiego umyslu
gorsze sa niz wojna
gorsze od faszyzmu
_________________ ..:: RADIOS.CZ ::.. free radio for free people . independent, commercial-free and totally non-profit radio project http://www.radios.cz
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Możesz załączać pliki na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum