Wpływ telewizji na społeczeństwo
Wpływ telewizji na społeczeństwo (amerykańskie) - refleksje
po przeczytaniu "Wystarczy być" Jerzego Kosińskiego.
W historii literatury niewielu było pisarzy, którzy sztukę życia opanowaliby
równie doskonale, jak Jerzy Kosiński. Ocalony z holocaustu, wyzwoliwszy się
spod stalinowskiego jarzma, "...wylądował w Stanach w ulewnym deszczu bez niczego,
prócz sprytu i inteligencji", jak pisze James Sloan o początku amerykańskiej
kariery Kosińskiego. W krótkim czasie stał się bywalcem najwspanialszych salonów,
sławnym i modnym pisarzem, zamożnym i wpływowym człowiekiem. Za tę faustowską
"władzę nad światem", autor "Wystarczy być" zapłacił cenę najwyższą. W ostatnich
latach pojawiło się wiele książek i filmów o pisarzu. Ich autorzy, opisując
nawet podstawowe fakty z jego życia, zazwyczaj stają bezradni wobec krzyżujących
się tropów, nie będąc w stanie oddzielić prawdy od autokreacji. Każda próba
zrozumienia genezy twórczości Kosińskiego przynosi więcej nowych pytań niż odpowiedzi.
Jednocześnie, paradoksalnie, pozwala lepiej zrozumieć mechanizmy rządzące kulturą
masową, której wnikliwym obserwatorem, współtwórcą i ofiarą był Kosiński. "Wystarczy
być" opowiada o "człowieku znikąd", który niespodziewanie robi błyskotliwą karierę.
Główny bohater (Los, a potem Ros Ogrodnik) został przygarnięty i wychowany (w
całkowitej izolacji od świata zewnętrznego) przez bogatego samotnego mężczyznę.
Od dziecka pracował w ogrodzie opiekuna, a całą wiedzę o świecie czerpał z oglądanej
nieustannie telewizji. W wieku czterdziestu lat prostaczek-ogrodnik trafił niespodziewanie
między ludzi z najwyższych kręgów towarzyskich. W ciągu czterech dni zrobił
oszałamiającą karierę w iście amerykańskim stylu. Kosiński, w krzywym zwierciadle,
przedstawia znany mit "self made mana" - człowieka, który dzięki talentowi i
zaradności potrafił skorzystać z przychylności Fortuny. W końcu dziewiętnastego
wieku pewien zapomniany już pisarz amerykański napisał powieść o pucybucie,
który stał się milionerem. Na tej kanwie na początku dwudziestego wieku ukształtował
się cały system wartości, któremu hołdują Amerykanie. Max Lerner nazwał go "systemem
sukcesu". Składają się na niego : powodzenie, prestiż, pieniądze i władza. Lerner
posunął się jeszcze dalej lansując kontrowersyjną tezę o "prawie szybkiego dolara"
wg której sukces mierzony jest w Stanach głównie podług skali pieniężnej. Podobnego
zdania był de Tocquevill, który pisał, że w Ameryce "pieniądze pozwalają osiągnąć
wszystko". Przeciwwagą była postać Człowieka Dobrej Woli ukształowana w tym
samym mniej więcej czasie, również na początku wieku.
Współcześnie, typ zagubionego i nieporadnego bohatera spotkać można w filmach
Woody Allena. Ta postawa znajduje uznanie stosunkowo nielicznej grupy Amerykanów,
głównie z kręgów intelektualnych, zbliżonych w sposobie myślenia do tradycji
europejskich. Socjolog Kenneth L. Woodward twierdzi, że wszyscy Amerykanie niezależnie
od dochodów i pozycji społecznej dążą do życia zgodnego z kanonem kultury mieszczańskiej.
Wyrazicielem i uosobieniem tego kanonu jest telewizja. Głównym przesłaniem TV
jest upowszechnianie modelu konsumpcyjnego. W USA mówi się o wręcz nieumiarkowanej
konsumpcji - o nałogu, a nawet kulcie kupowania. Socjolodzy nazywają to namiastką
samorealizacji. Alberto Moravia powiedział kiedyś - "żeby robić pieniądze potrzebne
są kwalifikacje; żeby je wydawać potrzebna jest kultura". W Stanach sposób wydawania
pieniędzy jest podporządkowany modom lansowanym w reklamach telewizyjnych. Amerykańscy
socjolodzy twierdzą nawet, że programy TV są przerywnikami między reklamami.
Obliczyli, że przeciętny nastoletni Amerykanin kształtuje swoje gusty i preferencje
w dużym stopniu pod bezpośrednim wpływem reklam lub pośrednio, poprzez wpływ
otoczenia. Dzięki (między innymi) telewizji, co piąty Amerykanin jest funkcjonalnym
analfabetą. Nie bierze udziału w życiu publicznym, nie czyta, nie potrafi samodzielnie
myśleć i nie potrafi odnależć się we współczesnym, złożonym świecie. M. Porębski
w "Ikonosferze" przedstawia trochę inne podejście do tej kwestii : "Czyta się
dużo, ale czyta się inaczej... nie szuka się już pierwszych istotnych dlań wtajemniczeń
w książce..."
Na pewno jest to związane ze wzrostem tempu życia. Ludzie nie mają czasu, żeby
wnikać i analizować. Muszą zadawalać się namiastkami. Stąd sukces telewizji
- środka przekazu masowego odwołującego się głównie do emocji, a nie do intelektu.
Rywalizacja między stacjami telewizyjnymi sprawia, że poziom programu dostosowany
jest do możliwości percepcji przeciętnego widza. Walka o rynek reklam sprawia,
że w praktyce oznacza to schlebianie gustom najmniej wyrobionej widowni. Powstała
więc zupełnie nowa sytuacja w historii kultury. Federalna Komisja Oświaty (działająca
w USA w latach 80-tych) alarmuje : "Podstawy naszej edukacji podmywa fala miernoty".
Z drugiej jednak strony, jak argumentuje w "Polityce" Z. Kałużyński : " Dzieciak
ośmioletni sterczący przed telewizorem widział już więcej niż Montaigne, Goethe
i Kant razem wzięci przez całe życie". To przede wszystkim do takich odbiorców
adresowana jest telewizja komercyjna. Dla wielu z nich jest ważnym punktem odniesienia.
Telewidz, omawiając sprawy, o których dowiedział się z telewizji (szczególnie
jeżeli są nie do końca dla niego jasne), bezkrytycznie powtarza zasłyszane tam
opinie. Amerykańskie media nazywają siebie czwartą siłą polityczną - obok prezydenta,
Kongresu i wymiaru sprawiedliwości. Początki wzrostu znaczenia telewizji sięgają
1952r. - kampanii prezydenckiej republikanina gen. Eisenhowera i demokraty A.
Stevensona. Przewagę przez dłuższy czas utrzymywał Stevenson posiadający poparcie
kół intelektualnych. Przegrał, bo nie docenił znaczenia reklamy i mediów. Jego
sztab wyborczy przeznaczył na wydatki telewizyjne 77 tys. dolarów, podczas gdy
sztab Eisenhowera miliony. Kolejnym krokiem było wprowadzenie debat telewizyjnych
kandydatów na prezydenta.
Jako pierwszy wprowadził je Kennedy, któremu zresztą zapewniło to zwycięstwo.
Huizinga w "Homo Ludens" nazwał amerykańskie wybory "wielkimi igrzyskami narodowymi"
mając na myśli rywalizację kandydatów o poparcie i ich autoreklamę. Aby wygrać
muszą bawić publiczność raczej niż przekonywać. Reagan, mistrz autoreklamy,
powiedział kiedyś żartobliwie - "Nie tylko dostałem rolę, ale sam piszę scenariusz".
Jego żona, Nancy Reagan, od początku starała się otaczać osobistościami z mediów,
aby poprzez nich zapewniać swojemu mężowi dobrą prasę. Dotyczy to również obecnego
prezydenta. Clinton wygrał listopadowe wybory głównie dzięki poparciu mediów.
Z prominentami najważniejszych mediów łączą go wspólne korzenie (kontestacja
68 roku). Doradca Nixona, Ray Price, powiedział kiedyś do sztabu wyborczego
o Nixonie, który długo przed aferą Watergate nie był przez społeczeństwo lubiany
- "Nauczcie wyborców, aby polubili naszego człowieka, a bitwa będzie w dwóch
trzecich wygrana. Reagują oni na wizerunek, a nie na samego polityka. To nie
jego musimy zmieniać, a wrażenie jakie wywiera". Ludzie sukcesu, a więc postacie
znane ze środków masowego przekazu, mają ogromny wpływ na społeczeństwo. Gwiazdy,
które chcą utrzymać się na firmamencie dłużej muszą być dziwaczne lub w jakimś
stopniu odmienne. Stąd między innymi tak wielka popularność Michaela Jackosona.
Lee Iacocca w swojej autobiografii napisał - "Nikt nie może przetrwać zbyt długo.
Każdego tygodnia magazyn "People" dostarcza nam nowy pęczek znakomitości. A
w kilka miesięcy póżniej po większości z nich nie zostaje śladu". Telewizja
kreuje chwilowych idoli, posługując się coraz bardziej wyrafinowanymi (i kosztownymi)
badaniami rynku, opinii publicznej, ekspertyzami psychologów. Potężny i skuteczny
mechanizm reklamy potrafi narzucić widzom nową modę lub zawłaszczyć pojawiające
się spontanicznie samorodne zjawisko kulturowe.
Podobny mechanizm został ironicznie przedstawiony przez Kosińskiego w "Wystarczy
być". Ogrodnik jest tu ofiarą i produktem kultury masowej. Nie posiadając pierwotnej
grupy odniesienia tzw. "twarzą w twarz", dzięki telewizji zbudował swoją "mapę
świata" ( jak to określa Bauman). Stamtąd zaczerpnął całą wiedzę jak radzić
sobie w różnych nowych sytuacjach. Jest więc dla niego "uogólnionym innym" (G.
Mead). Będąc analfabetą i człowiekiem społecznie "bezdomnym" (F. Znaniecki),
radzi sobie doskonale wchodząc w stosunek interakcji z nową grupą. W zmienionej
- nowej sytuacji nadal pozostaje biernym odbiorcą i uczestnikiem. Pozostawia
innym inicjatywę i definiowanie sytuacji. Jest więc raczej przedmiotem niż podmiotem
interakcji. Można powiedzieć, że najbardziej odpowiada mu rola niemego aktora
społecznego. Możliwe, ze wynika to ze zbyt dużego dystansu społecznego, który
oddziela go od innych (A.Shutz). Z innymi łączą go tylko wzorce zaczerpnięte
z telewizji. Telewizja oferuje cały wachlarz różnych wzorców i tożsamości, które
stanowią oznakę przynależności do jakiejś grupy. Jedną z nich jest ubranie.
Ogrodnik, posiadając po opiekunie eleganckie ubrania, pod tym względem doskonale
spełnia warunek przynależności do wyższej klasy średniej. W swoim zachowaniu
i sposobie mówienia również odwołuje się do telewizji - do sytuacji, które tam
zobaczył. A więc również pod tym względem jest postrzegany jako przedstawiciel
tej samej grupy.
Mówiąc od siebie buduje analogie do pracy w ogrodzie. Jest dzięki temu w oczach
znajomych oryginalny, a więc wykracza poza przeciętność. Dzieje się tak, ponieważ
odbierają jego wypowiedzi jako metafory. Znając jego wcześniejsze życie wiemy
jednak, że są to symboliczne wypowiedzi retrospektywne, gdyż zawsze odnoszą
się do sytuacji autentycznych znanych mu dobrze z przeszłości (wg F. Znanieckiego).
Myślę, że można do tej sytuacji odnieść również teorię A. Giddensa, który mówi,
że w kontaktach z nieznajomymi kierujemy się zaufaniem, a więc uczuciem subiektywnym.
Na ile ta nowa osoba jest podobna do mnie i do mojej grupy. Człowieka ocenia
się bardzo powierzchownie według najbardziej widocznych oznak. Na podstawie
tej wstępnej oceny budujemy dalej i uzupełniamy obraz człowieka. Może on być
całkiem różny od rzeczywistej osoby, do której się odnosi. Tak to wyglądało
właśnie w przypadku pana Ogrodnika, mimo że nie zabiegał o to. W takich sytuacjach
( często nieświadomie) również odwołujemy się do wzorców zaczerpniętych z telewizji,
która dla wielu jest normatywną grupą odniesienia. Telewizja to potęga, która
zawładnęła świadomością ludzkości. Wpływa na ograniczenie kontaktów towarzyskich
i ich powierzchowność, bierny odbiór i zanik samodzielnego myślenia. Ogrodnik
z powieści Kosińskiego nie jest wcale postacią abstrakcyjną, mimo że przerysowaną.
Z drugiej strony, rewelacyjna rola Petera Selersa w filmie "Wystarczu być",
sprawia, że nie wystarczy tej książki tylko przeczytać.
Marianna Ustynowicz