Squat - dom wolnych ludzi
Domy wolnych ludzi Skłoting (z angielskiego squatting) to praktyka
polegająca na zajmowaniu pustostanów przez osoby nie mające gdzie mieszkać lub
realizować innych projektów, do których potrzebne są cztery ściany. To działanie
logiczne, choć nie jest to logika kapitalizmu. Z jednej strony mamy ludzi bez
dachu nad głową lub nie będących w stanie płacić wysokich czynszów, z drugiej
natomiast puste budynki. Nic prostszego niż pogodzić obie te kwestie - zająć
pustostany. W ten sposób ludzie mają gdzie mieszkać, a substancja mieszkaniowa
zamiast niszczeć i się marnować - służy człowiekowi. Rozwój ruchu skłoterskiego
to lata rewolty roku 1968. Młodzież Europy i USA na własne potrzeby zaczęła
zajmować - nielegalnie lub za zgodą właścicieli - puste budynki, zamieniając
je w wolnościowe komuny, niezależne centra kulturalne, mieszkania itp. Skłoting
rozwijał się przede wszystkim w Niemczech, Holandii, Wielkiej Brytanii czy Włoszech.
Znajdują się tam setki skłotów, niekiedy są to całe kwartały ulic czy spore
części dzielnic. Z tych państw zaczęli czerpać wzory polscy pionierzy skłotowania,
tam też po roku 1989 zaczęli mieszkać pierwsi Polacy wybierający życie w "wolnych
domach" Zachodu. Przez wiele lat o skłotach można było w Polsce jedynie poczytać
w prasie alternatywnej. Dopiero od połowy lat 90. można mówić o początkach ruchu
skłoterskiego, choć wcześniej zdarzały się sporadyczne próby. Większość polskich
skłotersów to kontrkulturowcy, subkulturowcy, anarchiści, ekolodzy, studenci
bądź osoby o niskich dochodach szukające jak najtańszego zakwaterowania.
Polskie skłoty - inaczej niż na Zachodzie, gdzie przeważa aspekt mieszkaniowy
(wysokie czynsze i ceny domów) - powstają na ogół z zamiarem stworzenia miejsca,
gdzie będzie się rozwijała aktywność społeczna. Wynika to ze scentralizowanego
modelu publicznych instytucji kulturalnych, a także z tandety komercyjnej oferty
kulturalnej. Przeważnie działalność skłotów rozpoczyna się od koncertów muzyki
alternatywnej, ale często ma w nich miejsce szeroko pojęta działalność kulturalna
i polityczna. Mało jest w Polsce skłotów, w których nic się nie dzieje i służą
wyłącznie do mieszkania. Poznański "Rozbrat" jest najdłużej działającym skłotem
w Polsce. Pierwsi mieszkańcy pojawili się na jego terenach jesienią 1994 r.
- była to niewielka grupka związana ze środowiskiem kontrkulturowym. Zajęty
wówczas barak z kilkunastoma pokojami do dziś służy jako mieszkalna część skłotu.
Obok niego stopniowo na potrzeby alternatywnej społeczności zaadaptowanych zostało
kilka sąsiednich budynków. Możliwe to było, gdyż sprawy własności do dziś nie
są uregulowane. Od czasu do czasu pojawiają się rzekomi właściciele budynku
lub gruntów, jednak niewiele mogą wskórać na drodze formalnej. "Rozbrat" jest
nie tylko miejscem, gdzie ludzie mieszkają za darmo i wg własnych zasad. To
wyrwany z kapitalistycznej rzeczywistości kawałek miasta, gdzie realizowane
są społeczne, artystyczne i polityczne przedsięwzięcia. Działa tu biblioteka
wolnościowa, dwa bary, dwie sale koncertowe, lokal poznańskiej sekcji Federacji
Anarchistycznej, ciemnia fotograficzna. Organizuje się koncerty, wystawy, spektakle
teatralne i kabaretowe, seminaria, spotkania itp. Dwa razy w roku odbywają się
festiwale: jeden z okazji działalności biblioteki, zwany "Abramowszczyzną" (na
cześć Edwarda Abramowskiego, do którego idei nawiązują poznańscy alternatywiści),
drugi upamiętniający kolejny rok istnienia "Rozbratu". W wakacje 2002 r. odbyła
się pierwsza edycja targów prasy alternatywnej. Wszystkie te inicjatywy odbywają
się bez dotacji z budżetu centralnego i lokalnego oraz wsparcia wielkiego biznesu,
co pokazuje, że ludzie zostawieni samym sobie potrafią nieźle funkcjonować,
obywać się bez pośredników i tworzyć własną rzeczywistość na zasadach współpracy
i solidarności.
"Kolektyw Rozbrat", w którego skład wchodzą mieszkańcy skłotu i ludzie "z miasta",
poza przetwarzaniem przestrzeni na własne potrzeby, angażuje się także w wiele
działań wykraczających poza ramy skłotowego podwórka. Jego uczestnicy współtworzą
Porozumienie Społeczne "Poznań Miastem dla Ludzi", które m.in. przeciwstawia
się eksmisjom na bruk (w pomieszczeniach Klubu Anarchistycznego mieszkała wyeksmitowana
rodzina) i próbom przekształcenia centrum miasta w tzw. City i pozbycia się
przez to wielu "niepotrzebnych" mieszkańców czynszowych kamienic. Ludzie z "Kolektywu
Rozbrat" angażują się także w walkę o prawa pracowników najemnych, walczą z
wszelkimi formami ucisku społeczeństwa przez władze centralne i lokalne, wspierają
tych, którzy na skutek swej działalności społecznej mają kłopoty z wymiarem
sprawiedliwości. "Rozbrat" swoją działalnością wkomponował się już w koloryt
Poznania, jest miejscem dość znanym i trudno sobie wyobrazić zaprzestanie jego
działalności. Mimo wielokrotnych kłopotów (m.in. bandyckie napady, represje
policyjne, rotacja mieszkańców) funkcjonuje już od 8 lat, stale się rozwijając.
Wrocław to jedyne miasto w Polsce, gdzie równocześnie istnieje kilka skłotów
(jest ich aż trzy), ma też najbogatszą tradycję skłotowania. Istniało tu już
chyba kilkanaście krócej lub dłużej działających miejsc tego rodzaju, najbardziej
znanym był "Rejon 69". Spośród obecnie działających, "Free Dom" nie jest skłotem
w ścisłym tego słowa znaczeniu. Miejsce to jest legalne (za zgodą władz miejskich),
we wrześniu 2000 r. zostało tu utworzone niezależne centrum kulturalne. Nikt
nie zamieszkuje budynku, lecz działa tu kilkadziesiąt osób, w tym wiele zaangażowanych
wcześniej w "Rejon 69". Sąsiadujące z centrum budynki zajmowane są przez zaprzyjaźnionych
z "Free Domem" kontrkulturowych artystów, dzięki czemu tworzy się mini-wspólnota
ludzi o podobnych przekonaniach i stylu życia.
Od lutego 2000 r. istnieje we Wrocławiu skłot przy ulicy Kromera. W marcu 2001
r. przeżył brutalną eksmisję dokonaną przez policję (pobito kilka osób, zniszczono
siekierami sprzęty domowe, skradziono osobiste rzeczy), jednak mieszkańcy nie
opuścili go. W miesiąc po eksmisji budynek został ponownie zajęty i funkcjonuje
jako skłot do dnia dzisiejszego. Mieszka tu kilkanaście osób, robione są kameralne
imprezy muzyczne, a lokatorzy angażują się w akcję "Jedzenie zamiast bomb",
w ramach której rozdają bezdomnym samodzielnie przygotowane posiłki, a także
dostarczają je do jednego ze społecznych domów socjalnych. Bez państwowych dotacji,
bez pośredników, bez łaski urzędników. Trzeci wrocławski skłot jest nietypowy
- to tzw. wagenburg. Nie jest budynkiem - są to stare wagony kolejowe, dostosowane
do celów mieszkalnych i "okupujące" jakiś teren na stałe lub przez określony
czas (np. dopóki nie zostaną z niego usunięte). Wrocławski wagenburg istnieje
od maja 2001 r., zmieniał miejsce pobytu już kilka razy, aktualnie zaskłotowano
przy nim jeden budynek, w którym działa bar, warsztat rowerowy i szwalnia. Cyklicznie
na terenie okupowanym przez skłotersów odbywają się imprezy muzyczne. W przypominającym
cygańskie obozowisko skłocie mieszka kilkanaście osób. Wrocławscy skłotersi
zaangażowani są również w szereg innych działań. W ostatnim czasie aktywnie
blokowali eksmisje na bruk, organizują wspomnianą akcję "Jedzenie zamiast bomb",
uczestniczą w wielu manifestacjach, a także działają na polu szeroko rozumianej
kultury niezależnej. Białostocki "De Centrum" jesienią 2002 r. obchodził drugie
urodziny. Budynek skłotu to czteropiętrowa kamienica - dawna fabryka. Ma formalnego
właściciela, który na razie nie usiłuje stąd wyrzucić mieszkających i działających
na skłocie osób. Wszyscy potencjalni inwestorzy oglądający lokal nie byli nim
zainteresowani. Miejsce to przeżywało też problemy z okolicznymi chuliganami,
którzy dość często napadali na ludzi i atakowali sam budynek.
Działalność skłotu jest coraz szersza. Mieszkańcy rozdają bezdomnym i biednym
jedzenie w ramach akcji "Jedzenie zamiast bomb", cyklicznie odbywają się imprezy
"Dziewczyny w akcji", promujące aktywność i kreatywność młodych kobiet. Mają
miejsce projekcje filmów, wystawy, koncerty, warsztaty, działa biblioteka i
wideoteka, prowadzone są treningi samoobrony i siłownia. Ludzie zaangażowanie
w "De Centrum" są również uczestnikami wielu kampanii ekologicznych, mają tu
miejsce spotkania białostockiej sekcji Federacji Anarchistycznej. Przez okolicznych
mieszkańców ta działalność jest odbierana pozytywnie. Podczas wakacji 2002 r.
w budynku sąsiadującym z "De Centrum" swój "mini-skłot" zorganizowały dzieci
z pobliskich blokowisk. Biorąc przykład ze skłotersów, sami wyremontowali niewielki
budynek. Kłopoty zaczęły się we wrześniu, gdy okazało się, że "mini-skłot" jest
dobrą "bazą" dla wagarowiczów. Policja, rodzice i nauczyciele zgodnie stwierdzili,
że odpowiedzialność za to ponoszą skłotersi, którzy do wyboru mieli albo zlikwidować
dzieciakom "mini-skłot", albo bardziej się nimi zainteresować. Wybrali to drugie
- dziś pomagają dzieciom, udzielają im darmowych korepetycji, pilnują, by nie
przebywali oni na terenie skłotu w czasie zajęć lekcyjnych, udostępniają własne
sale do ćwiczeń tanecznych, nauki gry na instrumentach, gotowania itp. Utrzymują
też kontakt z większością rodziców. Sprawą zainteresowały się lokalne media,
odbyła się nawet debata na falach radiowych, pozytywnie o działalności skłotersów
wypowiadały się autorytety w dziedzinie pomocy społecznej. Straż miejska zaoferowała
swą pomoc m.in. w postaci "legalizacji" skłotu dla dzieciaków. Gliwicki "Krzyk"
powstał ponad 4 lata temu na terenach będących niegdyś zakładami rzeźniczymi.
Budynek ma około 20 pomieszczeń wykorzystywanych na różne sposoby. Zagospodarowano
również przylegające do skłotu baraki, gdzie m.in. urządzono salę do jazdy na
deskorolkach. W pomieszczeniach skłotu mieści się wolnościowa biblioteka, spotkania
mają tam członkowie Stowarzyszenia KRZYK (formalnego użytkownika skłotu) oraz
Inicjatywy Pracowniczej - organizacji zajmującej się walką o prawa pracownicze.
Regularnie odbywają się koncerty i wystawy, działa także niewielki bar. W bezpośrednim
sąsiedztwie mało jest budynków mieszkalnych, co sprzyja prowadzeniu działalności,
a mieszczące się nieopodal zakłady produkcyjne i szpital nie stwarzają bywalcom
żadnych problemów.
Od niedawna władze miejskie chcą jednak pozbyć się skłotersów, tłumacząc to
niebezpieczeństwem zawalenia się budynku i planami jego rozbiórki. Jak na razie
wynegocjowano przekazanie budynku przez władze miejskie na okres roczny, w tym
czasie skłotersi będą musieli poszukać innego lokalu, który mogliby dostać od
miasta. Tak udane negocjacje powiodły się dzięki dużej kampanii medialnej i
protestom okolicznych mieszkańców przeciwko lokalizacji drogi, jaka ma powstać
m.in. na terenach skłotu i centrum miasta. Przez pewien okres mieszkańcy skłotu
mieli problemy z policją i strażą miejska, jednak po legalizacji budynku wszystko
się uspokoiło. Zdarzały się również ataki chuliganów. W stolicy Polski jak do
tej pory działały chyba tylko trzy skłoty, o których warto wspomnieć. Pierwszy
mieścił się przy ulicy Smyczkowej i zajęty został przez warszawskich uczestników
Federacji Anarchistycznej, którzy otworzyli tam Centrum Kultury Niezależnej.
Niestety miejsce to nie przetrwało długo, władze Uniwersytetu Warszawskiego
przy pomocy policji doprowadziły do usunięcia skłotersów. Do dziś budynek na
Smyczkowej stoi pusty i niszczeje. Drugim miejscem, o którym warto wspomnieć
była "Twierdza". Jak sama nazwa wskazuje, mieściła się w starej cytadeli zbudowanej
przez Rosjan w XIX w. "Twierdzę" zaskłotowano w roku 1998, a jej żywot trwał
ok. dwóch lat. Odbywało się tu wiele imprez kulturalnych - dziś na jej miejscu
stoją komercyjne lokale o astronomicznych cenach.
Ostatnim dzieckiem warszawskiego środowiska alternatywnego był istniejący do
niedawna skłot "Czarna Żaba". Zakończył on swój żywot na przełomie listopada
i grudnia ub.r., ale osoby tam mieszkające zajęły już kolejny budynek, w którym
pragną kontynuować działalność. Budynek "Czarnej Żaby" zajęty został jesienią
2001 r., dawniej mieściła się tam Spółdzielnia Piekarsko-Ciastkarska. Wiosną
2002 r. właścicielem terenu, na którym stoi budynek została firma Aral BP, zamierzająca
tu postawić kolejną stację benzynową. W remont i działalność "Czarnej Żaby"
zaangażowanych było wiele osób. Poza pomieszczeniami mieszkalnymi udało się
stworzyć salę koncertową, bar, własną galerię. Cyklicznie organizowano tu koncerty,
odbywały się wystawy (m.in. prac studentów warszawskiej ASP), pokazy filmów
i slajdów. Na skłocie miały też miejsce wszelkie spotkania organizacyjne przed
akcjami społecznymi, tutaj trwały m.in. przygotowania do demonstracji w trakcie
szczytu NATO w Pradze. Organizowano też imprezy muzyczne, z których dochód służył
wsparciu działalności ekologicznej, m.in. na rzecz kampanii w obronie Puszczy
Białowieskiej. 1 czerwca 2002 r. zorganizowano imprezę dla dzieci pod hasłem
"Anarchiści dzieciom". Dzieciaki mogły wspinać się na specjalnie zbudowanej
ściance, były gry i zabawy z nagrodami, malowanie twarzy, darmowe napoje, słodycze
itp. Wystąpiła również grupa perkusyjna samby. Festyn spotkał się z bardzo pozytywną
reakcją ze strony dzieci i ich rodziców. Oprócz działań artystyczno-kulturalnych
prowadzono również cotygodniową akcję rozdawania ciepłych posiłków bezdomnym
i ubogim. Niestety, kapitalistyczna rzeczywistość dzisiejszych czasów pokazuje,
że cenne inicjatywy przegrywają ze stacjami benzynowymi, kolejnymi inwestycjami,
komercyjnymi obiektami itp. Od października 2001 r. również w Częstochowie działa
skłot stworzony przez tamtejszych młodych ludzi związanych z ruchami kontrkulturowymi.
W budynku mieszkają tylko cztery osoby, ale bezpośrednio w działalność tego
miejsca zaangażowana jest grupa ok. 20-osobowa. Budynek jest własnością jednej
z częstochowskich fabryk okien, po wizycie właściciela i porozumieniu się obu
stron działalność skłotu jest legalna, tzn. odbywa się za zgodą właściciela
(powiedział on: "lepiej żebyście coś tutaj robili, jakieś próby zespołów, ćwiczyli
na siłowni, niż miałbym wynajmować dom agencji towarzyskiej"). Budynek, choć
przedwojenny, jest w dobrym stanie.
Poza funkcjami mieszkalnymi budynek stanowi zaplecze dla częstochowskiej młodzieży,
której ciężko znaleźć miejsce w publicznych domach kultury itp. Jedno z pomieszczeń
przeznaczone jest na próby dla zespołów, w innym umiejscowiono małą siłownię,
jest też niewielka pracownia sitodruku z której zyski przeznaczone są na inwestycje
w budynek i jego działalność. Przynajmniej raz w miesiącu odbywają się koncerty
i potańcówki, organizowane są również pokazy ambitnych filmów. Do niedawna w
Sosnowcu w nielegalnie zajętym budynku działał Niezależny Ośrodek Pracy Twórczej
"La'Tryna". Powstał on w lipcu 2001 roku. Po trzymiesięcznym remoncie swą działalność
rozpoczął wystawą ekologiczną. Później były kolejne wystawy oraz wykłady dotyczące
m.in. globalizacji. Niestety, skłotersi zostali zmuszeni do opuszczenia zajmowanego
budynku. Po niedługim czasie zajęty został jednak kolejny budynek, o wiele większy
i dający większe możliwości działania. Na drodze ku realizacji planów stanęła
jednak miejscowa policja, która złożyła donos właścicielowi budynku, a ten zażądał
usunięcia z niego skłotujących osób (w budynku nikt nie mieszkał na stałe, służył
on jedynie jako miejsce działań). Ludzie tworzący "La'Trynę" nadal walczą o
własne miejsce, gdzie mogliby realizować swe artystyczne i społeczne zamiary.
W walce tej nie są sami, wspomagają ich inne ośrodki skłoterskie z całego kraju
i lokalne media. Poza wyżej opisanymi ośrodkami w Polsce nielegalnie zajętych
jest jeszcze kilka innych miejsc. W Łodzi przy ulicy Węglowej mieszka około
dziesięciu osób, swoje spotkania ma tam łódzka sekcja Federacji Anarchistycznej,
w Andrychowie istnieje niewielki skłot "Karton", w Dębicy w nielegalnie zajmowanym
budynku odbywają się koncerty, chodzą słuchy o nowym skłocie w Tychach...
Powyższy opis z pewnością nie jest pełnym obrazem tego, co dzieje się zarówno
w tych miejscach jak i w całej Polsce na gruncie skłoterskim. Ruch skłoterski
jest ruchem płynnym - niczym "tymczasowe strefy autonomiczne" Hakima Beya, skłoty
powstają i upadają, choć z pewnością każdy z nich chciałby być "permanentną
strefą autonomiczną", miejscem, gdzie bez nękania przez właścicieli i policję
można realizować zamierzone cele. Nawet jednak tymczasowość takich miejsc jest
lepsza niż brak jakiejkolwiek przestrzeni do realizacji własnych pomysłów -
skłoting to niezależność od państwowego urzędasa i "niewidzialnej ręki rynku".
To wolność tutaj i teraz.