Rola armii ...
Każdy dobry i prawowierny obywatel wie dobrze, że armia oprócz
szlachetnych i ogólnie akceptowanych celów jak wygrywanie jedynie słusznych
i sprawiedliwych wojen, "obrona demokracji" (patrz desant amerykańskich marines
w Panamie czy "internacjonalistyczną" pomoc czerwonych bojców w Afganistanie)
ma również spełniać funkcje filaru "konstytucji, praworządności, itp.". Armia
polska, ta "czerwona" ma się rozumieć (przedwojenna też zaliczyła kilka wpadek,
ale o tym zamilczmy by niepsuć nastroju)nie jednokrotnie wychodziła na ulice
by bronić "ładu i porządku". W 1970 roku na Wybrzeżu walczyła z grupkami "warchołów
i złodziei", a w grudniu 1981 przypadł jej w udziale zaszczyt obrony państwa
przed anarchią, czyli chronienia społeczeństwa przed nim samym, jako że trudno
już było nazwać ponad milionową masę robotników nieliczną grupką wichrzycieli
i agenturą imperializmu. Polski żołnierz potrafił się znaleźć. Stan wojenny
jak nam to ukazywała ówczesna telewizja był nieprzerwanym pasmem poświęceń i
trudów ludzi w mundurach walczących z marnotrawstwem, ścigających nadużycia.
Wydawać by się mogło, że 13 grudnia czołgi wyjechały na ulice tylko po to, aby
ukarać kilku krnąbrnych sołtysów. Ten obrazek wbrew pozorom (jeśli chodzi o
rolę wojska w zamachu Jaruzelskiego) nie uległ jakiejś istotnej zmianie. Mimo
upływu prawie 10 lat, mimo iż podobno mamy już demokrację, kapliczkę TV, Kuronia
i całe mnóstwo podobnych gadżetów, armia, jej kadry, które zapewniły sukces
stanu wojennego nadal pozostają poza zasięgiem jakiejkolwiek poważnej krytyki.
Co więcej! Coraz częściej ekipa "Solidarnościowych" działaczy, głównie byłych
kaprali jak senator Stelmachowski i przewodniczący Wałęsa wzywa do umocnienia
autorytetu wojska. Mazowiecki przechadza się po koszarach, a Samsonowicz z determinacją
godną lepszej sprawy broni zasiedziałej w szkolnictwie soldateski ostro atakowanej
przez studentów. Obciążając całą odpowiedzialnością za grudzień Jaruzelskiego
i bezpiekę zapominamy łatwo, że stan wojenny nie miałby żadnych szans gdyby
nie pokaźna rzesza wiernych "obrońców ojczyzny", którzy gdy przyszedł ich czas
lojalnie wytoczyli czołgi na ulice. Przykład Rumunii daje do myślenia - żaden
przewrót, żaden pucz nie ma szans, gdy armia nie powie "zezwalam". Ludowe wojsko
nie strzelało do ludzi na ulicach, ale to pod jego opiekuńczymi skrzydłami masakrowano
górników z "Wujka". Gdy leje się krew trudno nie poplamić rąk! Planowane odpolitycznienie
sil zbrojnych ma je ponoć zreformować, oczyścić i uczynić "neutralnym" w myśl
modnych, liberalnych dogmatów. Jest to kolejna fikcja, której niestety tak łatwo
ulec. Armia nigdy nie jest "neutralna". Zawsze i wszędzie pod każdą szerokością
geograficzną była ostatnim i najpewniejszym instrumentem władzy do dławienia
społecznych wystąpień. Dotyczy to zarówno Chile, ZSRR, Polski, Irlandii Północnej
czy Francji i RFN. Zorganizowane, centralnie dowodzone siły zbrojne są ostatnią
podporą zagrożonego systemu politycznego. Bez względu na formę sprawowania władzy,
olbrzymie możliwości armii są zachętą dla rządu by za jej pomocą rozstrzygać
kwestie społeczne. Sygnałem ostrzegawczym, którego bym nie lekceważył niech
będzie wypowiedź "Solidarnościowego" kandydata na stanowisko prezydenta miasta
Krakowa - prof. Gryglewskiego.
Stwierdził on na jednym ze swych przedwyborczych spotkań, że wskazane by było
w celu przywrócenia porządku w mieście wprowadzenie na ulice uzbrojonych patroli
wojskowych z uprawnieniami policyjnymi. Jak nie trudno się domyśleć jedyna motywacja
to troska o rzekomo zagrożoną "praworządność". Asumpt do takich propozycji dało
kilka sztucznie rozdmuchiwanych przez prasę ulicznych demonstracji jakie miały
miejsce w Krakowie. Symptomatyczne jest to, że człowiek ruchu demokratycznego
(tak określa się Komitety Obywatelskie) gotów jest w tak niegroźnej sytuacji,
miast do rozwiązań politycznych sięgać do środków tak drastycznych jak wyprowadzenie
wojska na ulice! Na razie armia do tego specjalnie się nie kwapi, ale co stanie
się, gdy sposób rządowego rozumienia istoty wolności i sprawiedliwości rozminie
się zasadniczo z rozumieniem tych wartości przez setki tysięcy górników, hutników
czy bezrobotnych? Co będzie gdy prośba o interwencję spłynie ze szczebla wyższego
niż kandydat na urzędnika. Czy fakt, że jest to rząd Mazowieckiego, czy kogokolwiek
innego będzie miał jakiekolwiek znaczenie? Czego będzie bronić armia? Zapewne
nie władzy ludu, a więc chyba tak jak w wolnym świecie - praworządności i niepodległości
zagrożonej przez "wywrotowców". Jest się z czego cieszyć, już nie sługusy "czerwonego
luda" tylko nasze narodowe i umiłowane wojsko za pomocą karabinów i czołgów
uczyć nas będzie obywatelskiej dyscypliny, wiary w nieomylność rządu, itp.