ZNIEŚĆ PROHIBICJĘ ...
Wywiad z Marie-Andre Bertrand
Jest Pani doktorem kryminalistyki na uniwersytecie w Montrealu.
Jak doszło do tego, że zajęła się Pani problemem legalizacji narkotyków ?
Pod koniec lat 70-tych zostałam włączona do Komisji Badania Spożycia Narkotyków
i podczas czterech lat przemierzyliśmy w piątkę z piętnaście razy nasz kraj.
Rozmawialiśmy z lekarzami, prawnikami, aptekarzami, członkami stowarzyszeń walczących
z narkomanią, byliśmy w szpitalach, szkołach, na uniwersytetach. W sumie rozmawialiśmy
z około milionem Kanadyjczyków. Wszystkim zadawaliśmy pytanie: Co należy zrobić,
aby ograniczyć spożycie narkotyków i lekarstw? Sporządziliśmy cztery raporty:
jeden ogólny, drugi na temat konopi indyjskich (600 stron), trzeci na temat
postępowania (200 stron) i czwarty - końcowy na temat wszystkich innych narkotyków
(1000 stron). Wciągu tych czterech lat dowiedzieliśmy się wiele na temat narkotyków
i reakcji ludzi, ich niewiedzy, stereotypów, które powstały na temat narkotyków.
Spotkaliśmy wielu narkomanów, młodych ludzi zażywających narkotyki, wielu drobnych
sprzedawców. Efektem tego raportu było to, że trzech moich kolegów postulowało
odkryminalizowanie spożycia i prywatnej uprawy konopi, ja zaproponowałam zupełną
legalizacje wszystkich narkotyków i przejęcie kontroli nad ich dystrybucją przez
rząd. Był o to mniej więcej w 1975 roku. Do tej pory mam zajęcia z tego tematu,
a także prowadzę badania nad narkotykami w więzieniach, nad efektami działania
policyjnego, nad powiązaniami narkotyków z prostytucją.
Obecnie jest Pani członkiem Rady Federalnej Partii Radykalnej. Jak do tego doszło?
Czy to Partia Radykalna znalazła Panią czy też to Pani szukała radykałów?
Oczywiście to Partia Radykalna znalazła mnie i zaprosiła wraz z trzydziestoma
innymi "specjalistami od narkotyków" jesienią 1988 roku do Brukseli na seminarium
poświecone antyprohibicji. Wówczas zakochałam się w tej małej partii i już z
Montrealu wysłałam deklaracje członkowską.
Dlaczego zajęła się Pani właśnie sprawą zalegalizowania narkotyków?
Jednym z moich autorytetów moralnych jest angielski filozof, utylilitarysta
John Stuard Mill, który napisał rozprawę "On Liberty" (O wolności). Tam właśnie
przeczytałam, że: "jeśli chce się dać szczęście jak największej ilości ludzi
należy uniknąć uniformizacji, należy pozostawić ludziom możliwość ubierania
się, mówienia, uczenia się, czytania w taki sposób jaki sobie sami wybiorą,
używania substancji jakie chcą, i kochania się w sposób jaki się im podoba".
Ta filozofia stała mi się bardzo bliska. To właśnie, ale nie tylko doprowadziło
mnie do stwierdzenia, że prawa, które przeszkadzają ludziom z głupich absurdalnych
powodów, a właściwie z powodu interesu pewnych grup jak w przypadku narkotyków:
zainteresowanymi są lekarze, którzy nie chcą stracić swojej władzy dyktowania
ludziom jak mają się zachowywać, fabryki leków, czy apteki nie chcą stracić
swojego monopolu, rządy nie chcą uchodzić za "niemoralne". Tak wiec zaczęłam
patrzeć bardziej krytycznie na prawo karne. Mam teraz dwa wykłady jeden - "Limit
prawa w karaniu", a drugi "Limit wkraczania prawa". Staram się w ten sposób
powiedzieć przyszłym kryminologom, że nie można ciągle interweniować w życie
ludzi. Należę także do grupy prawników, którzy w ogóle sprzeciwiają się istnieniu
prawa karnego na świecie. Dla mnie zalegalizowanie narkotyków jest tylko pewnym
etapem. Zbyt wielu ludzi z powodu narkotyków jest oznaczonych, napiętnowanych,
w Kanadzie np. na 2 mln. spraw kryminalnych, które mają miejsce co roku, 200
tys. dotyczy narkotyków. Jest to wielka strata pieniędzy, czasu, utrata moralności
społecznej - czasami zdarza się że skazuje się na więzienie za zwykłe posiadanie
konopi. Dzieje się tam wiele niesprawiedliwości, sąd traci te resztę respektu,
którą jeszcze ma, bo godności w prawie karnym już dawno nie ma. Jest to wiec
początek, jest to sposób na zaatakowanie prawa karnego.
Dlaczego uważa Pani że zalegalizowanie narkotyków jest konieczne?
Jestem głęboko przekonana, że nie można rozwiązać tych wszystkich problemów
nie wyłączając narkomanii, kiedy narkotyki są nielegalne. Rozmawiałam z ludźmi
przebywającymi w klinikach na odwyku, którzy przebywa tam wielokrotnie. I ponieważ
są oni do tego zmuszani, ponieważ ciągle muszą się kontrolować, ponieważ ciągle
ryzykują, tym, że może ich zatrzymać policja, takie leczenie nie daje skutków.
Oni nigdy nie przychodzą tam dobrowolnie, ponieważ jeśli nie przyjdą to i takich
ojcowie, czy sędzia zaprowadzą ich tam siłą. Nie można zmienić zachowania człowieka,
tylko dlatego, że chce tego ktoś inny. Zmieniasz swoje zachowanie, ponieważ
masz wrażenie że będziesz szczęśliwsza, ale nie zmieniasz go, dlatego że sędzia
tak ci każe. Prohibicja działa więc przeciwko systemowi zachowania, przeciwko
własnej dumie. Musisz ukrywać swoje przyzwyczajenie, nie możesz na przykład
powiedzieć na przyjęciu: "Jestem kokainistką", czy też: "Nie dziękuje, nie mam
ochoty na whisky ani na piwo, łyknęłabym sobie LSD". Czujesz się trochę jak
alkoholik który nie może iść na przyjęcie, w obawie że się spije. Więc dlaczego
"antyprohibicjonizm"? To bardzo odważne ze strony Partii Radykalnej, że atakuje
te kwestie w sposób podwójnie negatywny - anty-prohibicja. Wiesz, nawet pomiędzy
nami nie ma zupełnej zgody co do obalenia prohibicji - proponuje się: legalizacje,
lub medykalizacje, czy też zalegalizowanie tylko jednego narkotyku. Ja uważam,
że powinno się wyjąć z kodeksu karnego wszystkie narkotyki. Bo jeżeli zalegalizuje
się tylko jeden to sytuacja pozostałych zupełnie się nie zmieni. Zalegalizować,
to wcale nie znaczy pozostawić wolne produkcji, dystrybucji i konsumpcji. Tym
wszystkim musi się zająć państwo - kontrolą jakości, cen, ograniczeniami w konsumpcji.
Godziny sprzedaży powinny być z góry ustalone, nie wolno w żadnym wypadku ich
reklamować i należy zająć się edukacją. W tej chwili w Kanadzie, nauczaniem
takim niestety zajmuje się policja. To bardzo źle, ponieważ policja nie przepuści
okazji aby nie powiedzieć: "To jest zabronione". Policja nie opowiada o efektach
działania poszczególnych narkotyków, mówi tylko ,że za ich używanie idzie się
do wiezienia. To nie jest żadna edukacja. Tak wiec, nazajutrz po zalegalizowaniu
narkotyków należy zająć się nimi w sposób bardzo odpowiedzialny. Chociaż ja
osobiście wolałabym je zalegalizować i "puścić wolno". Ponieważ reglamentacja
narkotyków będzie pewnego rodzaju hipokryzją, nie po to się je uprawomocnia,
aby je zaraz potem zabraniać.
Jakie jest ryzyko i zyski legalizacji ?
Na pewno wystąpi wzrost spożycia. Ci, którzy teraz biorą narkotyki, wezmą na
siebie odpowiedzialność za to, bo do tej pory jest to w dużej mierze sprzeciw
przeciwko prawu. Np. kiedy w niektórych stanach USA zalegalizowano marihuanę
(po to aby później jej zabronić), spożycia nazajutrz bardzo wzrosło, a później
stopniowo opadło. W każdym bądź razie wyraźnym zyskiem będzie to, że zniknie
drobny nielegalny handel, gdzie sprzedawcami są ludzie bardzo biedni, traktowani
jak niewolnicy. Na Zachodzie działają wielkie kartele bazujące na pieniądzach
pochodzących ze sprzedaży narkotyków. W Montrealu są luksusowe dzielnice powstałe
dzięki temu handlowi. Poza tym z legalnej sprzedaży będą wpływały do skarbu
państwa podatki, które wg. nas powinny zostać użyte na edukacje, na pomoc narkomanom.
Policja będzie miała więcej środków na zajęcie się ochroną obywateli, sądy będą
mniej zajęte, wiezienia również. Nawiasem mówiąc wiezienia wcale nie chronią
przed narkomanią. Miałam kiedyś wykład na temat narkotyków w wiezieniu, podczas
gdy mówiłam, więźniowie spożywali więcej rodzajów narkotyków niż widzi się normalnie
na ulicy. Ewidentnie zmniejszy się przestępczość. Problemem może być bezrobocie
policjantów zajmujących się do tej pory jedynie narkotykami, a także bezrobotna
może stać się kadra więzienna, gdyż iłość więzień zostanie zredukowana. Chociaż
tacy policjanci mogliby pracować przy kontroli legalnych już narkotyków. Podstawowym
problemem jest to, że wszystkie kraje Europy i Ameryki Pn. muszą zmienić swoje
ustawodawstwo w jednym czasie, bo jeżeli nie zrobią tego, to nastąpi katastrofa.
Najtrudniej będzie ze Stanami Zjednoczonymi, których podstawową polityką jest
"wojna narkotyczna".
Mówi Pani o legalizacji wszystkich narkotyków, czy heroiny także?
Tak naprawdę, heroina nie jest szkodliwa dla zdrowia jak głosi fama. Jedynym
realnym jej efektem fizycznym jest zatwardzenie i oczywiście po heroinie nie
ma wielkich chęci do pracy. Zagrożeniem jest moment w którym stajemy się uzależnieni.
Ale nie jest prawdą, że uzależnia się od pierwszego razu. Co do przedawkowania.
Ciekawą rzeczą jest to, że samobójcy nigdy nie używają narkotyków nielegalnych,
zawsze są to narkotyki legalne, lekarstwa, które przynajmniej za zachodzie są
trudniej dostępne. Poza tym zmarłych na overdose jest mniej niż samobójców,
czy zmarłych w wyniku alkoholizmu albo papierosów. O wiele większym zagrożeniem
jest kokaina, LSD, czy amfetamina, ale tych naprawdę ciężkich narkotyków jest
niewiele. W Ameryce Pn. karierę robi właśnie kokaina, ale dwóch pozostałych
nie używa się już prawie wcale. Oczywiście to wszystko nie dorównuje narkotykom
legalnym jakimi są papierosy i alkohol. Są narkotykami ponieważ wg. definicji,
wszystko, co zmienia nastrój jest narkotykiem. Władzy oficjalnie jest bardzo
trudno przyznać temu racje, ponieważ większość z ludzi sprawujących władzę pali
i pije alkohol. Trudno im przyznać, że są to narkotyki, ponieważ oni sami zabraniają
używania narkotyków. Z tego już tylko krok do wniosku, że nie wszystkie narkotyki
są złe, a tylko te na które władza nie pozwala. To chyba Nietzche powiedział:
"Co jest dobre? To co lubi władza. A co lubi władza? To co sama robi".
Rozmawiała Anna Niedźwiecka