Praca coraz bardziej niewolnicza

Obecnie 3 miliony osób w Polsce nie ma pracy, z czego większość straciła już prawo do zasiłku. Pracodawcy nie chcą tworzyć nowych miejsc pracy, bo twierdzą, że im się tu nic opłaca. Ich /daniem tylko radykalne zmiany w kodeksie pracy pozwolą na zahamowanie lej sytuacji. Zmiany oc/y wiście nu ich korzyść. Pracodawcy uważają, że kodeks pracy musi być. jak ladmc to nazywają, zlibcralizowany i uelastyczniony. Powinien dawać im więcej swobody w relacjach z pracownikiem, z ich zatrudnianiem, zwalnianiem, regulowaniem płac. Twierdza, że tylko wtedy będą mogli odpowiednio reagować na zmieniające się wymagania rynku i tworzyć więcej nowych miejsc piać y. a przez to zwalczać bezrobocie. Wśród najczęściej pojawiających sit; postulatów rodzimych biznesmenów, wspieranych przez polityków, szczególnie SKL i Dni Wolności, są skreślenie przepisu o konieczności zawarcie trzeciej umowy na czas nieokreślony, skreślenia konieczności uzasadnienia wypowiedzenia z pracy, przedłużenia czasu pracy do 12 godz. na dobę (pomysł UW), obniżenie płacy minimalnej oraz zwiększenia godzin nadliczbowych w roku ze 150 do 250. a przy okazji obniżyć o połowę wynagrodzenie za mc. Aż włos się na głowie jeży!

Gospodarczy stan wojenny

Nasi przedsiębiorcy i politycy zamierzają, jak widać, pod względem czasu pracy, cofnąć i siebie i nas do przełomu XIX i XX wieku. Uważają bowiem, że cywilizowane stosunki pracy powodują wzrost bezrobocia. Poza tym zniesienie konieczności podpisywania umowy na czas nie określony pomoże piacodawcy w pozbywaniu się niewygodnych pracowników, np. w momencie gdy takowy poprosi o podwyżkę. Niska płaca minimalna pozwoli bowiem zatrudnić na jego miejsce nawet dwóch bezrobotnych, którzy zgodzą się pracować za nędzne wynagrodzenie, byle tylko mieć za co żyć. Biorąc pod uwagę liczbę bezrobotnych i możliwą rotację na rynku pracy, człowiek jako istota może przestać się liczyć. Będzie jedynie tanią silą roboczą. Pracodawcy chcą więc odejścia od zatrudnienia etatowego, czego w żaden sposób nie można połączyć z tworzeniem miejsc pracy, a tym samym poluzowanie prawa w żaden sposób me poprawi sytuacji bezrobotnych. Tym bardziej w przypadku zwiększenia godzin nadliczbowych, gdyż ci którzy pracowali będą pracowali jeszcze więcej i nowi pracownicy nie będą potrzebni. Szczególnie „ciekawa" wydaje się propozycja posła Platformy Obywatelskiej i byłego ministra przekształceń własnościowych Janusza Lewandowskiego, który zaproponował, aby prowadzić do kodeksu pracy procedury awaryjne, które zawieszają normalne uprawnienie pracowników w czasie tzw. trudnej sytuacji firmy czy przejściowego kryzysy. Nic wyjaśnia tylko, kto miałby o tym decydować i na jakich podstawach. Właściciel firmy? Obawiam się. że dla sporej większości ciężka sytuacja trwałaby permanentnie, gdyż byłaby sposobem na zgarnięcie większej kasy. W tej sytuacji trudno się więc dziwić, że wielki sprzeciw wśród pracodawców wywołały propozycje skrócenia tygodniowego czasu pracy do 40 godz, (ostatecznie ma obowiązywać od 2003 roku), jak jest w prawie całej Europie Zachodniej, bo przepracowanie 8 godzin mniej w miesiącu doprowadzi do kryzysy gospodarczego! W ich portfelach. Ogromne zdziwienie ogarnęło mnie kiedy trafiłem na spotkanie pracodawców z ministrem pracy i polityki społecznej Longinem Komołowskim. Szefowie i właściciele firm nachalnie domagali się natychmiastowych zmian w kodeksie pracy, gdyż w przeciwnym razie oni nie będą tworzyli nowych miejsc pracy, bo im się nic opłaca.

Co na to minister ?

Ku mojemu zaskoczeniu zaczął bronić pracowników i ich praw zapisanych w kodeksie. Próbował również złagodzić stanowisko pracodawców i uzmysłowić im, że powinni na ten lemat negocjować, a nie żądać. Zwłaszcza, że nie chcieli ustąpić w kwestii skrócenia czasu pracy. Ale z drugiej strony kto miałby w ich imieniu zasiąść do rozmów? Pracodawcy bowiem po części sami są. sobie winni takiej sytuacji, gdyż w przeciwieństwie do związków zawodowych nie mają silnej i wpływowej reprezentacji. Wśród kilku istniejących organizacji takich jak Business Centrę Club czy Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych wciąż toczy sit; spór, która z nich jest faktycznym reprezentantem i która może wypowiadać się w imieniu reszty.

Związki z prawdziwego zdarzenia

W przeciwieństwie do związków zawodowych, które są Polsce obecnie silne i wpływowe. Są również, niestety, potwornie upolitycznione. Działacze związkowi powinni raczej zajmować się przestrzeganiem praw pracowniczych w poszczególnych zakładach, a nie politycznymi debatami w parlamencie, bądź bawieniem się w partyjne przepychania. Dlatego pomysł odbiurokratyzowania związków nie powinien budzić zastrzeżeń, chyba, że na szczytach organizacji. Nierzadko słychać głosy, że szefowie związków w poszczególnych zakładach działają niczym ich prezesi, w pełni wyposażonych gabinetach, z sekretarkami. W gabinetach po byłych podstawowych organizacjach partyjnych PZPR –dodają złośliwcy. Unia Wolności, która nie od dzisiaj wspiera najbogatszych, ostro wystąpiła przeciwko związkom zawodowym w ogóle. Zdaniem jej szefów należy ograniczyć działanie związków w zakładach pracy, a nawet utrudnić ich zakładania. Do tej pory, aby założyć organizację związkową potrzebnych było 10 etatowych pracowników. U 11 i a proponuj, aby liczbę, podnieść do 30. Dochodzi do tego ograniczenie praw działaczy związkowych. Choć trzeba przyznać, że niektóre postulaty mogłyby przynieść korzyści. Dotyczy to np. zrównania wszystkich pracowników pod względem warunków pracy, płacy i pomocy socjalnej, bez względu czy przynależą do związku czy też nie. Jak wiadomo w niektórych zakładach np. warszawskim Deawoo szef związku, dlatego, że nim jest, zarabia 5 średnich pensji fabryki! Pracodawca robi swoje Państwowa Inspekcja Pracy opublikowała listę 19 najczęstszych sposobów łamania przez pracodawców prawa pracowników. Są wśród nich m.m. opóźnione wypłaty, ukrywanie regulaminu firmy i zwalnianie tych, którzy domagają się jego okazania, zaniżanie lub nie wypłacanie wynagrodzeń za nadgodziny, naruszanie czasu pracy, nieprawidłowości w zakresie BHP czy nieprawidłowości przy rozwiązywaniu umów o pracę. Co ciekawe potwierdza to nawet wiceprzewodniczący NSZZ „Solidarność" Janusz Śniade k. Szokująco wypadła kontrola przeprowadzona przez PIP w ] 999 roku, kiedy sprawdzano jak wypłacanej wynagrodzenia. W 98 proc. przepisy były naruszana pracodawcy zalegali z wypłatami na ponad 96 mini na dodatek w jednej trzeciej kontrolo wanycl zakładów przekroczono dopuszczalne linii nadgodzin, a w co czwartym pracownik nie ma wolnego dnia za pracę w niedzielę i święta. Prym w łamaniu praw pracowniczych mają hipermarkety, głównie Real, Auchan, Hit i Carrefour choć walka z tym jest niezwykle trudna. Z jednej strony dokumenty firm są „czyste", a z druga pracownicy jeszcze zatrudnieni boją się składać skargi a rotacja pracowników jest na poziomie 70 proc. rocznie i brak związków zawodowych. Nawet chęć założenia kończyła się zwolnieniem z pracy. Nie brakowały zwykłego chamstwa i brutalności. Głośny był przypadek, gdy szef gdańskiego Intermarche w furii połamał kasjerce palce, zatrzaskując kasę, gdy kobieta trzy mała w niej dłonie. Nawet firmy tzw. szacowne przypominają niekiedy obóz pracy, jak np. Panorama Polska wydająca znaną wszystkim „Panoramę Firm”. Pracownicy zatrudnieni przy zbieraniu reklam mają obowiązek podpisywania jak największych kontraktów. W tym celu ustala im się dzienne limity. Kto nie uzyska ustalonej kwoty, temu naliczane są zaległości. Osoby, które chorują i trafią na zwolnienie lekarskie mogą liczyć się z nie przedłużeniem umowy, jak jedna z pracownic z Sopotu, która trafiła na zwolnienie, gdyż jej dziecko, znalazło się w szpitalu. Wyniki reklamowe poszczególnych osób wpisywane są codziennie na wielkich tablicach, aby wszyscy znali „prymusów i obiboków", a pod koniec tygodnia sumowane. Najlepszy dostaje w nagrodę na weekend ... samochód służbowy, Nie lepiej wygląda sytuacja w najmniejszych firmach, gdzie właściciel i szef staje się niemal Bogiem. Pieniądze, które mógłby przeznaczyć na rozwój zakładu czy zatrudnienie nowych osób marnowane są na tzw. wyprawy w interesach, jak było m.in. z wizytą marszałka Sejmu Macieja Płażyńskiego do Ameryki Południowej, do krajów z którymi, ze względu na ogromne cła zaporowe (tzn. umowa Mercosor), handlować się nie da.

Co dalej ?

Powstaje pytanie jak wybrnąć z konfliktowej sytuacji i sprawić, że miejsc pracy będzie więcej przez co bezrobocie będzie maleć. Nie łudźmy się bowiem, że system państwowy wraz ze swoimi mechanizmami gospodarczymi upadnie za kilka dni, Choć Śniadek dodaje, że nieugięte stanowisko obu stron i parcie do konfrontacji doprowadzi do konfliktu politycznego. Na pewno niezbędne jest obniżenie podatków, tak by przedsiębiorcy zamiast wywalać kasę do budżetu, którą przejada coraz większa administracja państwowa, mogli zainwestować w rozwój firmy. Dochodzi do tego konieczność obniżenia stóp procentowych, z czym wiąże się potanienie kredytów także tych na inwestycje. Zresztą absurdem jest, że przy 6,6 proc. inflacji oprocentowanie kredytów sięga 16-22 proc. Niezbędne jest również zniesienie różnych administracyjnych barier w kodeksie pracy, niekiedy pozostałości minionej epoki, co ułatwi zatrudnianie i przede wszystkim zmianę programów nauczania w szkołach, aby nie kształciły one bezrobotnych. To tylko nieliczne pomysły jakie przychodzą mi do głowy. Być może macie także inne?

Piotr Frankoński