Listy przebojów
Właśnie stuknęło 1000 notowanie Liście Przebojów Programu III.
Pierwsze wydania listy to okres kiedy rozpoczęła się i moja przygoda z muzyką.
Podobnie zresztą jak kilkuset tysięcy innych młodych ludzi w okresie radosnych
rządów "Spawacza". Tak samo jak inni z wypiekami na twarzy siadałem z uchem
przy radiu i upajałem się wydobywającymi się z niego dźwiękami. W tym czasie
w mojej rodzinnej mieścinie już grał DEFEKT MÓZGU, ale mnie to specjalnie nie
obchodziło gdyż liczyli się tylko idole z fal "Trójki". To był amok, czas zabawy
w rozpoznawanie utworów na podstawie kilku pierwszych taktów. Plakaty z "Razem"
i gazety związanej z ZSL (tytuł jakoś mi wyleciał z głowy). Wtedy nie zastanawiałem
się w ogóle nad tym, że lista może być manipulowana. Święcie wierzyłem, że
wszystko jest OK. A wykonawcy, którzy się tam produkują to ścisła czołówka muzyki
krajowej i zagranicznej. O! naiwności ucznia szkoły podstawowej!!
W liceum już wiedziałem, że nazwy zespołów "WC" i "SEDES" to nie kolejny żart
kolesi nabijających się z punk rocka... Dziwne nazwy zespołów stały się mi całkiem
dobrze znane. Nagle odkryłem, że piosenki, które poruszyły mnie do głębi, w
wieku lat 12, to utwory grupy BRAK i co ciekawsze to był punk rock. Parę chwil
później odkryłem, że "Trójka" nie jest zbyt otwarta dla takiej muzyki. Jedynie
Marek Wiernik w "Całym Tym Rocku" puszczał mnóstwo płyt, które nagrywałem.
Ale na mojej "ukochanej" liście przebojów było tego jak na lekarstwo... Nie
ma nic gorszego jak rozgoryczony fan muzyki. Zacząłem szukać dziury w całym
i w końcu zamiast na UKF nastawiałem radio na krótkie, aby słuchać "Rozgłośni
Harcerskiej" tam nie dość, że nadawali na innych falach, to jeszcze mieli listę
przebojów bardziej przystającą do mojego wyobrażenia o muzyce. W owych burzliwych
czasach młodzież dosyć żywiołowo reagowała na występy zespołów rockowych, ich
koncerty były świętem. Do dzisiaj pamiętam odśpiewanie szlagieru "Słodkiego
miłego życia" przez 40 wyrostków po koncercie Kombi na naszym podwórku (coś
ok. godziny 23.00) - zrobiło to wielkie wrażenie na naszych rodzicach. Dzisiaj
nie wyobrażam sobie żeby jakiekolwiek "podwórko" całe poszło na koncert. I
równie emocjonalnie podchodziliśmy do głosowania na "Listę Trójki". Przez wiele
lat wierzyłem, że jest ona OK., ale w końcu zrozumiałem, że rządzą nią niezdrowe
reguły. Zacytujmy Gazetę Wyborczą z 30 III 2001: "Niedźwiedzki zarzeka się,
że nigdy nie manipulował glosami. Próbowały natomiast robić to fankluby zespołów.
- Zawsze byłem na to bardzo wyczulony - opowiada. - Czasem przychodziło po
sto kartek napisanych tym samym długopisem, z tym samym tekstem, wysłanych z
jednej poczty. Liczyłem je za jeden glos."
To "wyczulenie" wynika, jak pisze autor tekstu "Niedźwiedź razy tysiąc", z
osobistych doświadczeń : "Marek wbiegł do szkoły spóźniony, bo rano kupował
na poczcie kartki. Kieszonkowego starczyło mu na 40 kartek ze znaczkami. Na
przerwie zebrał wokół siebie całą klasę i zakomenderował: z polskich głosujemy
na Halinę Frąckowiak, z zagranicznych dowolnie. Wszyscy powypisywali swoje
typy. Potem zbierał kartki. Część wrzuca! w Zduńskiej Woli, część u siebie w
Szadku. - Dlatego dziś nie daję się nabrać na takie oszustwa. Znam te numery,
bo sam je robiłem - mówi Marek Niedźwiedzki, spiritus movens Listy Przebojów
"Trójki"'. Cóż jak widać wszystkich słuchaczy i fanklubowiczów pan Marek traktuje
swoją miarką. Jak widać, żeby być dobrym prowadzącym listę to trzeba mieć coś
w sobie z Sherloka Holmsa.... Pamiętam, że wtedy czasami były jakieś gadki,
że ktoś tam jedną ręką wypisał sporo kartek i zostają policzone jako jedna.
Okazało się, że zwyczajne "widzimisię" decydowało o notowaniach. Z jeszcze
większym zrozumieniem przyjąłem do wiadomości informację, że Paweł Sito zmienił
kolejność na liście, spuszczając w dół kawałek, który mu się nie podobał...
Pan Paweł robił tam w zastępstwie pana Marka i jak tu wierzyć listom przebojów?
W sumie to zamiast pisać jakieś wspominki i narzekać powinniśmy zadać sobie
pytanie po co są listy przebojów? Kiedyś myślałem, że ich rola polega na określaniu
popularności piosenki w stosunku do innych utworów.
W końcu jednak spostrzegłem, że to przecież nie ma sensu ?bo przecież głosy
pochodzą od tych osób, którym się chce wysyłać kartki. Większość miała to w
dupie - przecież trzeba było kupić kartkę i znaczek, a wypisanie i wrzucenie
tego do skrzyni to też kosztowało sporo zachodu. Tak więc aktywna mniejszość
narzucała swój gust milionom słuchaczy. Zupełnie podobnie jak w wyborach do
sejmu. Każdy z was na pewno odczuł na sobie syndrom "lansowania" ? słuchasz
po raz pierwszy piosenkę w radio i myślisz: "ale szczyny", albo i właściwie
jej nie zauważasz. Trochę później, po 20-tej emisji wpada w ucho i coś się czuje,'
a po 40-tej to sam chodzisz i ją nucisz. I już nie masz wątpliwości - to jest
przebój. Wiesz, że w sposób zasłużony okupuje l pozycję Listy Przebojów. I masz
świadomość, że ty też słuchasz dobrej muzyki. Kto nie pamięta czasów Komuny
to pewnie ciężko jest mu pojąć, że cała Polska mogła słuchać jednego programu
radiowego, który kształtował gusty młodzieży. Jakże wielką władzę mieli w owych
czasach prezenterzy radiowi. Byli w stanie w kilka tygodni wylansować każdą
kapelę w niewyobrażalny dzisiaj sposób! Obecnie kiedy słyszę płacz "gwiazdorów"
roniących łzy nad pieniędzmi, które ukradła im Komuna płacąc głodowe tantiemy
przy milionowych nakładach płyt to zawsze ciśnie mi się na usta pytanie: "Ciekawe
czy byś choć 1/1000 tego cwaniaczku sprzedał, gdyby nie wylansowała Cię właśnie
ta Komuna?" Jedno radio nie było z gumy i siłą rzeczy tylko kilku "artystów"
mogło zająć top - podczas gdy tysiącom innych pozostało granie po garażach
i piwnicach. Wracając jednak do listy przebojów uznałem w końcu, że to jest
coś nieuczciwego. Rzecz, którą nie powinien się zajmować człowiek poczciwy.
Tym bardziej, że nikt nie lubi robić z siebie durnia.
A cała zabawa wydała mi się mocno podejrzana. Bo przecież, nawet jeżeli uczciwie
liczą głosy to i tak ludzie głosują tylko na utwory zasłyszane w radiu. A co
z resztą? Dowiedziałem się wtedy, że na Zachodzie Listy Przebojów to nie jakaś
dziecinna zabawa w kartki, ale poważne zestawienia oparte o sprzedaż płyt i
kaset. Zacząłem bacznie się przyglądać informacją zza Żelaznej Kurtyny. W końcu
odkryłem, że jest tam sporo piosenek, których u nas w ogóle nie można było usłyszeć.
Istnieje kilka list, ba mało tego jest specjalna lista dla muzyki niezależnej.
Nie za bardzo wiedziałem jak tą "Indie List" rozgryźć. No ale Zachód to Zachód,
w cywilizowanym świecie wszystko jest inne, lepsze i warte uwagi. Myślałem,
że w takim układzie nie ma miejsce na szwindle. Bo ludzie głosują swoimi pieniędzmi,
a przecież nikt nie kupi sobie syfiastej płyty tylko dlatego, że jakiś Marek
ma zamiar wprowadzić do pierwszej setki piosenkę zasłyszaną o 6.54 w autobusie!
Ale w końcu i ten obrazek się pobrudził. Otóż dowie działem się, że niektóre
wytwórnie specjalnie kupują sporą część nakładu, aby wcisnąć swój produkt na
listę i zwrócić na niego uwagę. Pamiętajcie, że piosenka na liście jest z reguły
częściej grana i w ogóle się o niej mówi! W tym przypadku mamy do czynienia
z klasyczną zagrywką, której przyświeca motto: "czasem aby zyskać trzeba trochę
stracić". Otóż to! Właściwie to do napisania tego felietonu oprócz szumu wokół
1000 wydania Listy Trójki popchnął mnie jeszcze "Rower Błażeja' w TYP l. Dlaczego?
Ano jak pewnie wielu z was zauważyło, była to (może i jest dalej - nie mam zielonego
pojęcia) taka lukrowana telewizja - niby kontrowersyjna.
I właśnie dane mi było przed wieczorynką ujrzeć dyskusję o listach przebojów.
Ludzie sporo się' nagadali. Większość z ich poglądów to moje rozważania 14-latka
- a uczestnicy programu raczej wyglądali na starszych, Dyskusja sprowadziła
się raczej do kwestii technicznych, czyli jak to niby zrobić żeby było uczciwie.
I w końcu się dowiedziałem. Najlepsze rozwiązanie zaproponowało Radio Zet. Ich
komputerowa lista zliczająca głosy słuchaczy dzwoniących podczas piosenki jest
super uczciwa. CZYSTA LISTA rządzi! Włączyłem radyjko i posłuchałem i rzeczywiście
jest tak czysta jak koszula wyprana w proszku (wstaw sobie nazwę) i pokazywana
w TV. Zauważcie, że te wszystkie koszule aż rażą bielą- nie widać tam nawet
cienia załamania materiału. Ale nie dziwi nic. Spece od obróbki komputerowej
pódl kontrast i gotowe. Szklany ekran ma swój własny świat pełen specjalnej
troski, które nie widzą rozwieszonych prześcieradeł ( w sumie to czekam, aż
ktoś się przyzna, że ich proszek to pierze aż tak dobrze że tkanina jest tak
biała , że aż przezroczysta ) albo lubują się w brudzeniu dopiero co wypranej
odzieży. Współczesne stacje radiowe też mają swój ?czysty? świat. O co nie ma
zresztą do nich pretensji ? każdy orze jak może . To nie ich wina , że nastoletni
kretynek nie dostrzega , że ktoś nim manipuluje i wciska mu w ręce ?produkt?
który musi kupić .Nie mają na celu pokazania jakiegokolwiej stanu popularności
czegokolwiek . Tu tylko i wyłącznie chodzi o zwiększenie sprzedaży i uzyskanie
jak największego profitu. Teraz w TV też możecie obejrzeć sobie takie radosne
Listy ? na jednym programie TV publicznej wmawiają nam co jest najchętniej kupowane
w różnych sklepach w Polsce , a na drugim jest jeszcze pyszniejsza zabawa ?
prezentacja najczęściej granych piosenek w stacjach radiowych .
Doszło już chyba do tego, że tylko Radio Bis i Radio Maryja nie wtłaczają w
nasze uszy tej samej sieczki (podobno również całkiem dobrze prezentuje się
Radiostacja - ale na prowincji jej nie ma ). Starsi czytelnicy pewnie pamiętają,
że swego czasu pan Ryłko w Rozgłośni Harcerskiej zmontował punkową listę przebojów.
Ortodoksi byli oburzeni, ale większość słuchaczy była zadowolona, bo pojawiła
się lista z ich muzyką. Z perspektywy czasu, mojego obecnie krytycznego stosunku
do list, oceniam jego wzięcie za udane. Dlaczego? Wtedy nikt nie mógł nic kupić
, a więc lista ta nie napędzała nikomu klientów. Tych paru bogaczy i obsesyjnych
kolekcjonerów (wyłudzaczy zachodniego stuffu ) nie ma tu większego znaczenia.
W końcu doczekaliśmy się namiastki punkowego rynku w Polsce . Oczywiście rynek
podryfował w kierunku spokojnej zatoczki, w której nie ma za dużo polityki.
A jak wiadomo; ostre mieszanie i mieszanie się wielkim tego świata nie sprzyja
prowadzeniu interesów. I pewnie tak musi być. Jedni mają jaja do zadym, inni
potrafią działać dla społeczności, jeszcze inni sprawdzają się w roli sklepikarzy
i drobnych geszefciarzy. I końcu mnie rozwaliło na łopatki kiedy otwierając
katalog sprzedaży wysyłkowej szacownego QQRYQ dostrzegłem zestawienie najlepiej
sprzedających się tytułów . ?Listy Przebojów , Fascynacja Kiczem? śpiewał punkowy
wokalista ( zresztą piosenka ta też była na listach przebojów w swoim czasie
) i miał rację .
Załamałem się , weterani punka , rocka i animatorzy sceny niezależnej ? zrobili
coś co jest absolutnie niepunkowe. Pomijając już to , że mogli sobie wyssać
z palca wstawione na top tytuły , albo że numer jeden mógł się sprzedać w 15
egz. przez 3 miesiące , to po prostu ten zabieg miał na celu po prostu nakręcenie
sprzedaży . Teraz kiedy nie mam tych katalogów mogę sobie je pokrytykować (wtedy
nie buczałem, nigdy nie robiłem z igły widły od tak, żeby się przyczepić). To
jest chore, bo wprost powiela mechanizmy, którymi posługuje się szoł biznes.
Lista Przebojów sugeruje, że coś jest warte uwagi i trzeba to mieć , trzeba
to kupić. A przecież nic bardziej mylnego. Punk scena powiela wiele tropów szoł
biznesu - tu też najlepiej sprzedają się "produkty", w które wsadzono najwięcej
kasy na reklamę. Brakuje jeszcze tylko oprócz "skromnego" anonsu: "zajebista
muza, legendy sceny buraczanej" wytłuszczonego napisu: "15 tygodni Number Łan
Top Punk Ten Browar!". Szołbiznes kształtuje gusta, dobrze ugnieciona mózgownica
łyknie każde gówienko jak świeże bułki . Punk powinien myśleć sam za siebie.
Nie słuchaj kumpli, drwij z uznanych autorytetów i krytyków muzycznych. Otwórz
swoje uszy i słuchaj , oczyść swój mózg i myśl ! Obecnie na świecie istnieje
kilka tysięcy małych punk labeli. W wielu z nich jest realizowana bardzo ciekawa
i wartościowa muzyka ?trzeba tylko trochę poszukać. W Polsce też jest wiele
zespołów, o których nie przeczytasz w zinach - idź na ich koncert ! Nie żałuj
kilku złociszy. Nie ma ich na listach? No to co? Przecież pomimo zjebów jakie
dostają od wielkich tego zaścianka może grają coś co ciebie rusza? Może nadajecie
na jednej fali i uda ci się wpaść w rezonans? Wracając do autorytetów, to ostatnio
szalenie modne są "LISTY PRZEBOJÓW REDAKTORÓW ZINÓW". Skomentuję to krótko -
wsadźcie se je w dupę jeden z drugim. A nóż puszczając wiatry uda się wam zagrać
melodię choć jednej piosenki z waszego topu?
Sawa