Komercja w medycynie zabija

"Po pierwsze, nie szkodzić naszym interesom" - mniej więcej w ten sposób rozumieją zadania służby zdrowia menadżerowie usług medycznych. Tradycyjna interpretacja lekarskiej przysięgi, w której chodziło o nie szkodzenie pacjentom, nie mieści się w ich biznes planach. Wszystko zależy od kieszeni pacjenta. Jeśli jest biedakiem i zapadnie na ciężką chorobę, ma mniejsze szansę na przeżycie niż ten, któremu forsy nie brakuje. Ale to dopiero początek urynkowienia ludzkiego zdrowia. Rozwinięty kapitalizm uczynił krok dalej. Zilustrować to można dwoma kryminalno-medycznymi sprawami. które rozegrały się w marcu 2000 roku.
W tych dniach gazety ... przyniosły mrożące krew w żyłach informacje z Tokio o zakończonym tam procesie biznesmenów. Owi biznesmeni z jednej japońskiej firmy farmaceutycznej oskarżeni byli o to, ze świadomie handlowali krwią osób zakażonych wirusem HIV. Ci żenadni handlarze spowodowali śmierć kilkuset osób. Kilka tysięcy osób zachorowało przez nich na AIDS (proceder trwał od lat 80-tych), Przedsiębiorcy dostali tylko kilka lal więzienia, ponieważ było ich stać na najlepszych prawników. Druga historia wydarzyła się w Bułgarii. Parlament tamtego jak najbardziej demokratycznego państwa uchwalił ustawę, która zezwala na testowanie nowych leków na dzieciach z sierocińców. Zgodę na poddanie dziecka eksperymentom medycznym będzie wydawał sąd, a nie ono same (które i tak byłoby nieświadome tego na co się decyduje). Nieoficjalnie mówi się. że twórcy ustawy i kierownictwa partii, które ją przeforsowały zostali opłaceni przez wielkie koncerny farmaceutyczne. Kampanie ekologów krytykujących testowanie leków na zwierzętach skłoniły zachodnie koncerny do tego. by szukać "materiału" do badań gdzie indziej. Wybór padł na najbardziej bezbronnych i opuszczonych w biednym kraju, gdzieś na peryferiach Europy. Zaletą tego miejsca (którym nikt się nie interesuje) są politycy, którzy dają się kupić za niską cenę. Opisane zagrożenia dla praw człowieka nie są wyłączną specjalnością "dzikich Bałkanów" tub "okrutnych Azjatów". To może się stać wszędzie, gdzie istnieje państwo i (lub) kapitalizm. Wystarczy przypomnieć, że w demokratycznej Szwecji, za zgodą socjaldemokratycznego rządu, dopuszczano się podobnych zbrodni. Od lat 40-tych po lata 70-te eksperymentowano z upośledzonymi umysłowo wychowankami domów dziecka. Celowo wywoływano wśród nich nosicielstwo różnych chorób, a później przez wiele lat poddawano ich leczeniu w minimalnym stopniu. Zajmowano się nimi tylko do tego stopnia, aby obiekt eksperymentów naukowych przez przypadek czasami nie zmarł. Nic dziwnego, że obecnie rynek tamtejszych usług medycznych stoi na bardzo wysokim poziomie. Zresztą Szwecja wcale nie jest tutaj wyjątkiem, bo tak samo postępowano m.in. we Francji i USA. Pomysł korzystania z darmowych "królików doświadczalnych" dotarł również do Polski w roku 2000. W Instytucie Psychiatrii pewnej polskiej uczelni medycznej, bez wiedzy i zgody pacjentów (lub ich rodzin) testuje się na nich nowe leki. Zyskuje instytut i firmy farmaceutyczne, dla których jest to bardziej opłacalne niż szukanie ochotników i płacenie im za podjęcie ryzyka.
Jeżeli jednak ktoś przypuszcza, że dzięki podobnym zbrodniom, reszta ludzkości zostanie uwolniona od wielu śmiertelnych chorób, to jest w grubym błędzie. Osobom, które zarządzają koncernami, nie chodzi o zdrowie ludzi, lecz o maksymalne zyski. Że nie można tego pogodzić potwierdza raport organizacji "Lekarze bez granic", który został ogłoszony w październiku l999 roku. Po pierwsze: badania dotyczące walki z chorobami zakaźnymi specyficznymi dla krajów ubogich są prowadzone w przez wielkie koncerny farmaceutyczne w stopniu minimalnym, ponieważ nie są zbyt rentowne. Po drugie: z racji tego, że produkcja i handel lekami jest podporządkowany logice rynkowej, stają się one niedostępne dla ogromnej większości chorych w krajach ubogich.
Już kiedy w III Rzeszy dr Mengele i jego liczni naśladowcy przeprowadzali doświadczenia na więźniach obozów koncentracyjnych, korzystały na tym dziesiątki prywatnych firm (m.in. Bayer). Biznesmeni składali konkretne zamówienia i dorabiali się wielkich fortun, których nie stracili nawet po zakończeniu II wojny światowej. Aby ten proceder mógł funkcjonować, konieczne było wsparcie ze strony totalitarnego państwa oraz idei rasowej nienawiści. Dzisiaj do podobnych praktyk wystarcza idea robienia biznesu. Duże pieniądze wszystko tłumaczą, wszystko usprawiedliwiają. Już tylko znajomość tych faktów, może wystarczyć do stania się wrogiem kapitalizmu i wszelkiej komercji. Pewność, że uspołecznienie gospodarki i poddanie jej demokratycznej kontroli przez pracowników i konsumentów zapobiegnie raz na zawsze biznesowym zbrodniom jest z kolei bodźcem do tego, by propagować idee anarchosyndykalizmu. Bez wyeliminowania kryminogennych środowisk biznesmenów i funkcjonariuszy państwowych, nie ma co marzyć o w miarę bezpiecznym świecie.