Guns of Brixton
Niebo nabierało ciemnosiwy kolor, co było oznaką zbliżającej
się nieuchronnie nocy. Wszyscy prawi mieszkańcy Brixton w pośpiechu zmierzali
do swych domów. Dzieci kończyły swą błogą zabawę na zdezelowanych, brudnych
podwórkach. Nadchodził czas bójek, gwałtów, nocnych spelun, dziwek i ich alfonsów...
Na te kilka godzin miasto zamieniało się w ociekające wyuzdaniem i grzechem
gniazdo paranoi. Zaciągnął się papierosem. Nikotyna wraz z substancjami smolistymi
zawirowała leniwie w jego płucach. Powolnie wypuścił dym, który rozpłynął się
w powietrzu, tak jak dusze śmiertelników rozpływają się w wieczności. Poranne
gazety nie przyniosły tego dnia żadnych pozytywnych wiadomości. "Kolejne morderstwo
na Osiedlu Robotniczym. Z ciała dwudziestosześcioletniej kobiety usunięto wątrobę
i lewe oko. Precyzyjne usunięcie narządów wskazuje na udział "Chirurgów" w morderstwie."
Takie wiadomości można było przeczytać niezwykle często w "Dzienniku Brixton",
codziennym miejskim szmatławcu. "Chirurdzy" byli zorganizowaną szajką przestępców
handlujących ludzkimi organami. Chęć zdobycia pieniędzy popchnęła ich z czasem
do czynienia morderstw. Zegarek wskazywał godzinę 20:49, a on musiał dotrzeć
na 21 do garażu położonego nieopodal dzielnicy rybackiej, w celu przeprowadzenia
próby z jego zespołem- Śluzą. Wyznawali idee surowego, punkowego grania utrzymanego
w klimatach już archaicznych jak na owe czasy Sex Pistols. Cały ruch Punk skierował
się ku elektronice i technice. W przeciągu paru lat wykrystalizował się nowy
gatunek- Digital Punk, który zrodził się z połączenia Punka i Digital Hardcoru.
Jednak Melvin i jego zespół hołdowali starym zasadom zarówno w zakresie muzyki,
jak i ideologii. Niewielu pozostało już prawdziwych Punków... Nałożył na uszy
słuchawki. Usłyszał w nich muzykę The Clash. Dzięki niej próbował nie myśleć
o otaczającej go zgniliźnie. Jednak bodźce wzrokowe nie pozwalały mu zapomnieć
gdzie się znajduje. Na środku ulicy leżała ludzka dłoń. Wyglądała jakby ktoś
ją wyrwał z reszty ciała.
Owy widok nie wzbudził jednak w Melvinie zbytnich emocji. Był przyzwyczajony
to takich rzeczy. Ciągle w pamięci miał obraz sprzed piętnastu lat, gdy do jego
domu wtargnęła grupa oprychów. Bandyci zamordowali mu matkę na jego oczach.
Roztrzaskali jej głowę kijem baseballowym. Nikt jej nie pomógł. Ojciec leżał
pijany na klatce. Nie wiedział co się dzieje. Gdy zdał sobie sprawę z tragedii,
która dotknęła jego żonę i dziecko powiesił się. Opiekę nad Melvinem przejęła
jego ciocia, która nigdy nie pozwoliła na to, by jej siostrzeniec zszedł na
zła drogę. Gdy dochodziła godzina 21 wsiadł do metra. Uderzył go fetor wymiocin.
Zatkał nos, przeszedł do następnego wagonu. Po paru minutach znajdował się już
w dzielnicy rybackiej. Gdy przechodził obok starego, nieużywanego już kutra
rybackiego z ciemnego zaułka wyłoniła się niepokojąca postać. Miała na sobie
kapelusz i długi płaszcz. Nie było widać jej twarzy. Melvin zacisnął mocno kastet
trzymany w kieszeni. -"Potrzebujesz czegoś przyjacielu?"- rzekł tajemniczy osobnik
-"Niczego od Was nie chcę." -"Więc może dasz coś od siebie?" W tym momencie
postać sięgnęła szybko po coś do kieszeni. Melvin nie zastanawiając się uderzył
ją z całej siły w twarz, a następnie kopnął w brzuch. I zaczął uciekać. Biegł
nieprzerwanie, aż zaszył się w miejscu prób jego zespołu. Zmęczony usiadł na
kanapie, zamykając uprzednio szczelnie drzwi. -"Co się stało?"- zapytał Flek-
perkusista -"Chirurg chciał mnie zaatakować. Wyczułem jednak jego zamiary i
go powaliłem." -"Gonili Cię"? -"Na szczęście nie. Pewnie dopiero teraz odkryli
swojego nieprzytomnego towarzysza." Chirurdzy byli niebezpieczni i bezwzględni.
Utarczka z nimi groziła śmiercią. Melvin zdawał sobie jednak sprawę, że w niektórych
sytuacjach nie pozostaje nic innego jak obrona...
Po godzinie odpoczynku rozpoczęła się próba. Melvin z wściekłością i agresją
wypluwał do mikrofonu swoje lęki, żale, obawy, marzenia i troski. Akompaniament
jego zespołu motywował go do bezkompromisowego zdzierania swych strun głosowych.
Było warto poświęcać się sprawie. Ich zespół miał w mieście miano najlepszego
Punk bandu. Sam Melvin zyskał szacunek i wielkie uznanie wśród środowiska. Młodzi
Punkowy chcieli być tacy jak on. Melvin nigdy jednak nie czuł się jak autorytet.
Pozostał sobą- skromnym marzycielem, któremu przyszło żyć w najgorszym miejscu
na Ziemii. W przerwie między kolejnymi piosenkami do drzwi garażu zaczął się
ktoś dobijać. Był to ich dobry znajomy- Wing. Melvin otworzył drzwi i wpuścił
znajomego do środka. -"Chodzcie ze mną. Szykuje się walka z Białymi Książętami."
Była to grupa nazistów, która walczyła z miejscową sceną Punk. Starcia pomiędzy
tymi dwoma obozami odbywały się niemal systematycznie. Członkowie Śluzy pospiesznie
zaczęli przygotowywać pałki, kastety i łańcuchy. Kolejny pojedynek z nazistami
nie był dla nich niczym nowym. Po paru minutach uzbrojeni wyruszyli na miejsce
pojedynku, czyli stary, zrujnowany budynek po jednej z przemysłowych fabryk.
Księżyc świecił całym swoim blaskiem, próbując wybielić miasto z grzechu. Jednak
jego moc nie była w stanie nic zmienić.
O drogę uderzały ich ciężkie buty, które poprowadziły ich do niejednej życiowej
porażki i sukcesu. W powietrzu unosił się niepokojący wiatr, który zwiastował,
że tej nocy wydarzy się coś złego. Wszyscy czuli to samo, jednak żaden z nich
nie odważył się o tym powiedzieć. Na jednej z ulic Melvin i jego kompani dołączyli
do reszty punkowców. Grupa liczyła około czterdziestu osób. Wszyscy byli podekscytowani
i gotowi do boju. Dla większości walka była sposobem ekspresji, swoistą sztuką.
Te osoby były gotowe na wszystko. Melvin z reguły unikał bójki, jednak gdy zachodziła
potrzeba zawsze stawał gotowy do boju. Tak jak i tym razem. Cała grupa ruszyła
równym krokiem w stronę starych, opuszczonych fabryk. Po paru minutach wszyscy
dotarli do miejsca pojedynku. Nazistów jeszcze nie było. Jednak wszyscy punkowcy
zdawali sobie sprawę, że za chwilę się zjawią i rozpocznie się walka.
Nie mylili się. Z dala dochodził do nich odgłos głośnego marszu i faszystowskich
przyśpiewek. I w końcu oczom punków objawił się widok grupy Białych Książąt.
Niemal od razu obie grupy natarły na siebie. Były bezwzględne. Starą fabrykę
wypełnił odgłos łamanych kości i przerażających krzyków. Tym razem zwyciężyli
naziści. Grupa punkowców odniosła duże obrażenia. Po walce wszyscy otrzepywali
swoje zakurzone ubrania i opatrywali krwawe rany. Tylko jedna postać leżała
nieruchomo na ziemi. Był to Melvin. Jego towarzysze podbiegli pospiesznie do
niego i starali się mu pomóc. Jednak było za późno. Trzy potężnie mocne kopniaki
wymierzone w jego głowę okazały się podmuchem, który zagasił jego życie. Skromny
marzyciel odszedł... W słuchawkach, które miał na uszach podczas walki cicho
przygrywała słynna piosenka The Clash- Guns of Brixton.
"You can crush us
You can bruise us
Yes, even shoot us
But oh-the guns of Brixton"
cky2k