Dezerter: Echa minionego systemu?
Już niedługo posłuchamy kolejnych piosenek z najnowszego
krążka grupy - "Nielegalny Zabójca Czasu", który powoli powstaje w
podwarszawskim studiu nagraniowym. Warto w tym momencie przypomnieć sobie kilka
faktów z historii tej niezwykłej grupy.
Rok 1981. Dla wielu osób pamiętny z nieco innych, historycznych (bądż tragicznych...)
konotacji. Jednak nas w tym momencie interesuje fakt, że w roku tym powstaje
grupa młodzieżowa, zafascynowana punk rockiem. Jeśli ktoś nie wie, ponieważ
przespał lekcje historii, warto dodać, że sam fakt powstania w tamtym okresie
zespołu muzycznego i to jeszcze tak prowokującego, był nie lada wydarzeniem.
Aby zakończyć sprawy czysto formalne dodam, że podstawowym na owe czasy składem
zespołu byli Robert "Robal" Matera (gitara, póżniej spiew), Krzysiek Grabowski
(perkusja i teksty) oraz Darek "Stepa" Stepnowski (bas). Po jakimś czasie dołączył
do gromadki charyzmatyczny wokalista Darek Hajn "Skandal". Ten najsłynniejszy
a właściwie, powinno się rzec - kultowy skład zadebiutował na deskach scenicznych
pod nazwą SS - 20. Dla wyjaśnienia warto wspomnieć, że nazwa ta została zaczerpnięta
od radzieckich rakiet z głowicami nuklearnymi. Czyli zerowa prowokacja. Rok
1981. Warszawa. Mokotowska Jesień Muzyczna. Wyobrażmy sobie przez chwilę skład
tamtego festiwalu. Królował blues, lekkie gatunki muzyczne, nie mające nic wspólnego
w rebelią. W tym momencie powinno paść słowo, które stanie się kluczem do zrozumienia
fenomenu tej grupy, a przynajmniej pomoże lepiej zorientować się w specyfice
sytuacji. Tym słowem jest "pionier"... Nie, nie chodzi mi o ruskich skautów.
Absolutnie. Chodzi raczej o fakt przecierania nielicznych w tych latach szlaków.
Trzeba było niejednokrotnie wykazać się sporą cierpliwością, wyczuciem czy umiejętnością
prowadzenia negocjacji. Do dzisiaj ciekawe pozostaje wystąpienie zespołu na
tym festiwalu. Tak komentuje to zajście Krzysiek: "To był faktycznie szok. Na
warunki festiwalu taki zespół jak Dezerter był jak granat. Zrobiliśmy duże wrażenie.
Wiąże się z tym występem pewna przygoda, która jak to zwykle bywa i nam się
przytrafiła. Mianowicie, każdy zespół występujący na tym koncercie mógł zaprezentować
trzy kompozycje. Szybko zorientowaliśmy się, że nasze cztery utwory trwają tyle
samo, co jeden utwór innych wykonawców. Tak więc w przewidzianym czasie zagraliśmy
około sześciu utworów. Musieliśmy zdobyć jakiś szacunek, bo otrzymaliśmy nawet
jakieś wyróżnienie. Po nagrodę mieliśmy się stawić 13 grudnia, co, z wiadomych
przyczyn, już nie nastąpiło..." Stan Wojenny był faktycznie próbą, którą mogli
przejść jedynie zahartowani faceci. Co dopiero mówić o zespole który chciał
podbijać świat i ani w głowie były mu wojny. Potwierdza to Krzysiek. "My nie
byliśmy zaangażowani w politykę. Trzymaliśmy się z daleka od takich rzeczy.
Co nie zmienia faktu, ze kontrole były na każdym kroku. Wszystko to razem sprawiało
jakieś ponure wrażenie. Powyłączane były telefony, telewizja nie nadawała żadnych
programów. Nie kursował niektóre pociągi. Czuć było, że w ludziach narasta przerażenie.
My oczywiście usiłowaliśmy grać koncerty. Nawet udawało się je organizować.
Co z tego, kiedy większość z nich niszczyła policja. Coś takiego jak "pałowanie"
w czasie koncertów było normalne...
W tym momencie należą się pewne wyjaśnienia. Zespół nazywał się już Dezerter.
Przemianowanie wiązało się jednak z realną grożbą zakazu organizowania koncertów.
Realia te mogą się wydawać teraz dziwne jednak w czasie, kiedy szalała zawierucha,
Dezerter i tak odbył swoją pierwszą trasę koncertową wraz zespołami TZN Xenna
oraz Deuter. Powracamy do naszych założeń. Pionierem w postaci pierwszej kapeli
punkowej na Mokotowskiej Jesieni był Dezerter niewątpliwie. Jednak prawdziwie
pionierską działalność na zupełnie niezbadanym gruncie stanowiło nagrywanie
płyt. Oddajmy głos Krzyśkowi: "Z nagrywaniem naszego pierwszego singla
wiąże się wiele wspomnień. Był to nasz pierwszy kontakt ze studiem nagraniowym.
Ważne, choć stresujące doświadczenie. My, jako młody zespół grający muzykę buntowniczą,
niepoprawną politycznie, ideowo nie mieliśmy żadnych szans na dokonanie nagrań,
w sytuacji, kiedy większość studiów była państwowa. Szczęście wiązało się w
tym przypadku z osobami Marka Proniewicza i Marka Wiernika, którym udało się
objeść sztywne i bezsensowne przepisy. Mianowicie, by umożliwić zespołom nagranie
w studiu, zorganizowali przegląd, na którym wyłaniali zespoły mające dostąpić
tego zaszczytu. Tak więc dzięki turniejowi obeszliśmy te przepisy. Oczywiście,
utwory musiały jeszcze przejść korektę i aprobatę cenzora. Z dwudziestu dostarczonych
utworów, teksty zaakceptowane zostały tylko w czterech utworach a i to wiązał
o się raczej z niezrozumieniem tekstu. Pani cenzor wprawdzie wyczuwała jakiś
szwindel ale było już za póżno. To była prawdziwa pierwsza punkowa płyta w Polsce...
Początkowy nakład wyniósł ok. 30000 egzemplarzy. Zainteresowanie było bardzo
duże. Płyta szybko zniknęła z półek. Zamówiony został dodatkowy nakład, który...
tym razem został zablokowany i skierowany do zniszczenia. Niestety, takie były
czasy. My zaś cieszyliśmy się jak dzieci z tego powodu. Nasz singiel okazał
się być w pewnym sensie zagraniem na nosie zbiurokratyzowanej i komunistycznej
Polsce..."
Na tym singlu pojawia się po raz pierwszy i nie ostatni zapewne motyw z starszym
panem milicjantem - "Spytaj Milicjanta". Być może w jakimś sensie
odpowiedzią i rozwinięciem będzie świetny utwór "Policja" z płyty
"Mam Kły Mam Pazury". Zostajemy jednak w czasach odległych. Zespół
własnym nakładem wydaje dwie demówki "Jeszcze Żywy Człowiek" oraz
"Izolacja". Zawierają one głownie koncerty - z Jarocina i z Hybryd.
84 i 85 rok stoi także pod znakiem zmian w zespole. Odchodzi basista "Stepa",
którego zastępuje Paweł Piotrowski, zaś w 85 roku odejdzie lider "Skandal".
Strata to dość niepowetowana, która zmusza poniekąd Roberta do przejęcia mikrofonu.
Wszystko jednak co złe, kiedyś się kończy. Tak było i w tym przypadku. Oto bowiem
Dezerter spotyka w Warszawie na koncercie zespół DOA. Muzycy zostają zaproszeni
na salę prób a ich gęba, po zobaczeniu sprzętu, na jakim zespół gra jest raczej
nietęga. Spotkanie owocuje propozycją wydania płyty w USA. Zważywszy na ówczesne
realia nie jest to pomysł zły. Płyta "Undrground Out Of Poland" wydana
została przez wpływowe wydawnictwo/magazyn ze Stanów Zjednoczonych - "Maximum
RocknRoll" i zawierała nagrania dokonane w latach 83/84/85. Krzysiek:
"To była inicjatywa wokalisty zespołu DOA - Joeya Shitheada. Zbrataliśmy
się z nimi, odwiedzili nas na sali prób. Kiedy zobaczyli jakim sprzętem się
posługujemy, złapali się za głowy. Poprosili nas o materiały muzyczne i po dwóch
latach mogliśmy zobaczyć efekt. Na płycie znalazło się kilka przypadkowych w
sumie numerów, fragmenty koncertów. Wystarczyło to jednak, by zespołem zainteresowało
się kilka firm. Ułatwiło nam to koncerty, rozszerzyło kontakty, pozwoliło poczuć
więcej swobody".
Skoro poruszony został już temat koncertów, to trzeba przyznać, że po cichutku,
nie afiszując się zbytnio, Dezerter obejrzał sporo kilometrów dróg i to nie
tylko w naszym kraju. Krzysiek: "To, że udało nam się w tamtych, ciężkich czasach
zagrać sporo koncertów wynikało z naszej determinacji. Nie interesowała nas
jakaś tam kariera na zachodzie. Po prostu chcieliśmy przekazać kilka naszych
przemyśleń. Dzięki naszym kontaktom odwiedziliśmy Skandynawię, Szwajcarię, Niemcy,
Francję i Holandię. To, co zobaczyliśmy przeszło nasze oczekiwania. Super profesjonalny
sprzęt, dobrze przygotowane zaplecze. Poza tym - ludzie. Uśmiechnięci, uczynni,
żadnych nieprzyjemnych sytuacji na koncertach. Także poza klubami spotykaliśmy
się z przejawami sympatii w stosunku do muzyków. To było dla nas dziwne, bowiem
w Polsce muzyk był wtedy ( i jest dzisiaj) traktowany jak darmozjad, który nie
umie/nie chce pracować... Z takich bardziej atrakcyjnych miejsc zawitaliśmy
do Japonii. Przyznam się, że nie spotkałem się z bardziej zadziwiającym przyjęciem.
Co do samych kulis wyjazdu, to organizatorzy japońskich koncertów widzieli nasze
występy w Niemczech. Bardzo przypadła im do gustu nasza muza i obiecali przysłać
pieniądze na bilet. Minął jakiś czas, byliśmy wtedy także na jakichś koncertach,
kiedy dowiedzieliśmy się, że japońska ekipa nie puściła słów na wiatr. Przysłali
ogromne jak na tamte czasy pieniądze i polecieliśmy... W sumie odbyło się kilka
koncertów. Największy miał miejsce w Tokyo, oprócz tego jeszcze trzy mniejsze
koncerty w Osace, Kyoto i Nagoya Wszystko, co zobaczyliśmy wyprzedzało o lata
świetlne warunki koncertowe w Polsce. Może troszkę gorzej było komunikacją,
bo wtedy kiedy mieliśmy okazję być na wyspach mało osób mówiło po angielsku...
Z innych ciekawych propozycji mieliśmy w przygotowaniu wyjazd do USA który jednak
nie doszedł do skutku. Przyczyna prozaiczna - w tamtym momencie mieliśmy tzw.
nieuregulowany stosunek (do służby wojskowej) a co za tym idzie - nie mogliśmy
dostać paszportów. Inną, ciekawą przyczyną było to, że wtedy w USA bardzo prężnie
działały amerykańskie związki zawodowe artystów, które blokowały przyjazdy muzyków,
szczególnie z bloku wschodniego". Warto w tym miejscu dodać, że przed Dezerterem
pojawiła się ponownie szansa na dostarczenie Amerykanom dawki porządnego europejskiego
punk rocka. Szykowana jest ponownie trasa w USA, a także następna wizyta w Londynie
i w Finlandii. Wracając do wizyty w Japonii, trzeba odnieść się do pionierskiej
roli Dezertera. Wizyta w Kraju Kwitnącej Wiśni także miała takie znaczenie -
przecież obecnie, każdy szanujący się zespół polski planuje wyjazd do tego kraju.
To powoli staje się tradycją, którą na naszej Polskiej ziemi rozpoczęli właśnie
nasi niezmordowani punkowcy. Wróćmy jednak ponownie do dawniejszych czasów.
Kolejnym pionierskim elementem był... film, nakręcony na kanwie działalności
zespołu. Został on nakręcony w 1994 roku przez Pawła Konnaka i nosił tytuł "Dezerter
- Nie ma zagrożenia". Krzysiek: "Film powstał dzięki inicjatywie przyjaciół,
głównie właśnie Pawła, który w jakiś sposób "wychodził" w telewizji możliwość
zrealizowania takich dokumentów. Jednym z nich był właśnie film oparty na działalności
grupy Dezerter. Oprócz filmu, z tych materiałów powstały także dwa wideoklipy,
które do dzisiaj wykorzystujemy..."
Płyty grupy Dezerter to osobny rozdział, gdzie można umieścić całe mnóstwo informacji.
O wczesnych płytach padło już w tym miejscu kilka słow. Jednak tak naprawdę,
pierwszą płytą, o której można powiedzieć, że robiła spore wrażenie jako całość
- artystyczną i literacką - był album "Wszyscy przeciwko wszystkim".
Pamiętam, że pierwotnie pojawiły się aż dwie wersje kasetowe tej płyty. Na niej
też Dezerter po raz pierwszy wpuścił nieco wydeptane punkowe ścieżki i nieco
spokojniej zajrzał w miejsca dotychczas nieznane. Pierwszym sygnałem zmiany
ortodoksyjnego podejścia do muzyki był utwór "Chrystus na defiladzie".
Możliwe że odbiła się tu ówczesna moda na łączenie rapu z metalem, takie jest
bowiem frazowanie i aranażacja, z rwanymi, charakterystycznymi riffami. Nie
jest to bynajmniej zarzut, bowiem fakt, że Dezerter wpuścił nieco powietrza
do swojej twórczości bym znamiennym momentem w twórczości grupy. Inną ważną
sprawą jest fakt, że materiał został znakomicie nagrany, zadbano o szczegóły
brzmieniowe, produkcja w tym przypadku wyszła zdecydowanie na korzyść zespołu.
Płyta w owym czasie (1990) doczekała się także swojej premiery zachodniej -
konkretnie ukazała się we Francji. Być może jest ona w jakimś sensie syndromem
zmian, jakim podlegała cała Polska. Okres przemian, wyzwolenia się kraju z jarzma
komunistycznego myślenia oddziaływał na wszystkich... W tym momencie chciałbym
wszystkim uprzytomnić pewną kwestię. Ktoś może mieć pretensje, że nie wymieniam
jako przełomowego osiągnięcia "Kolaboracji I" lub "Kolaboracji
II". Wiem, że na każdej z tych płyt znajdują się utwory bardzo istotne,
takie, które w historii grupy odegrały duże znaczenie. Być może tak jest. Nie
- jest na pewno, jednak płyta "Wszyscy..." stanowi już kompleksowy
zapis świadomości zespołu wzbogaconej o doświadczenia całego okresu dotychczasowej
działalności. Warto także dodać, że w reedycji dokonanej przez firmę Polton
w 91 roku na płycie znalazło się pięć utworów zarejestrowanych podczas koncertów
w Japonii. Od tej pory dyskografia Dezertera prezentuje się zadziwiająco równo.
Pojawiają się oczywiście płyty nietypowe - "Jak Powstrzymałem III Wojnę
Owiatową Czyli Nieznana Historia Dezertera" zawierające nagrania z lat
81 - 93 oraz cztery numery nagrane specjalnie na to wydawnictwo z gościnnym
udziałem Kasi Nosowskiej (ta współpraca będzie jeszcze niejednokrotnie kontynuowana).
Innym nietypowym wydawnictwem jest płyta "Deuter" z interpretacjami muzyki zespołu
Deuter, na której gościnnie zaśpiewał wokalista tegoż zespołu Paweł "Kelner"
Rozwadowski. Pozostałe płyty to już bardziej lub mniej współczesna historia
grupy. Trzeba jednak przyznać, że zespól niejednokrotnie potrafił zaskakiwać.
Osobiście uważam, że najciekawszym zaskoczeniem jest płyta "Blasfemia". Nagrana
w 92 roku w studiu Izabelin przynosiła mocno odświeżone oblicze zespołu. Krzysiek:
"Płyta powstała w okresie, kiedy odczuwaliśmy potrzebę zmian. Zespół miał przerwę
spowodowaną wypadkiem samochodowym. Troszkę inne były także warunki powstawania
płyty. Generalnie wszystkie wpływy, jakie znalazły się na tej płycie wprowadzone
zostały bardzo spontanicznie. Na pewno nie mieliśmy takiego założenia, by nagrać
jakąś dziwną i nietypową płytę. Jakoś wszystko tak się ułożyło. Co do opakowania,
które zawierała kaseta magnetofonowa to był mój pomysł. Szukaliśmy takiego typowego,
polskiego papieru pakowego. Wyszło to całkiem oryginalnie. Niestety, na płytę
analogową nie znależliśmy dostatecznej ilości tego materiału". Wspomniana płyta
analogowa ukazała się nakładem niezależnej, wpływowej polskiej oficyny QQRYQ.
Muzyczne wpływy, o których mówił Krzysiek (Grabowski) to np. grunge, którego
elementy pojawiają się w wielu utworach, choć sztandarowy będzie pewnie "Leżąc
albo dylemat dyletanta". Innym bardzo znanym utworem był "Pierwszy raz". Historia
pracy w rzeżni, wzbogacona została także ciekawym i dość szokującym teledyskiem,
który został zresztą dołączony do kompaktowej reedycji płyty "Blasfemia". Jak
wspomina zespół, w ekipie realizującej klip znalazły się osoby, które po kontakcie
z rzeżnią na trwałe bądż przynajmniej czasowo rozstali się z mięskiem..
"le Procent Duszy" to już rok 94 i zdecydowany powrót do korzeni, czyli prawdziwego
punk rocka, bardzo masywnego i wzbogaconego... elementami metalu. Na tyle jednak
dyskretnymi, że stanowiącymi jedynie pewien specyficzny posmak materiału. Warto
dodać, że płyta powstała w składzie dwuosobowym. Basami, w miejsce Pawła Piotrowskiego,
który zmienił Dezertera na... Armię, zajął się Robert Matera. Powoli dochodzimy
do najciekawszej z klasycznych płyt grupy. W Sulejówku, w studiu Winicjusza
Chrusta w kilka sierpniowych dni roku 96 zespół Dezerter zarejestrował płytę
"Mam Kły Mam Pazury". Grożny tytuł zaczerpnięty został z magazynu o tej samej
nazwie wydawanego przez Front Wyzwolenia Zwierząt z Grudziądza. Masywna, prawie
hard coreowa muzyka, zmieniony nieco charakter pracy gitar. Wszystko jest zdecydowanie
bardziej noisowe, hałaśliwe. Niektórzy porównywali nawet fragmenty tej płyty
do brzmień uzyskiwanych przez znaną amerykańską grupę Fugazi. Być może jest
to przesada, ale zespołowi faktycznie udało się dokonać ciekawej wolty. Bez
radykalnych zmian, denerwowania słuchacza i zachowując swój własny, niepowtarzalny
styl wprowadził nowy smak do swoich nagrań. Wspomnieć należy o nowym muzyku
grupy, basiście Tonym Kińskim znanym z zespołu Kinski. Z tej płyty pochodzi
też utwór, który stał się syndromem nowych czasów - mowa oczywiście o "Bestii"
w zremiksowanej techno - wersji, która została zamieszczona na kasecie dołączonej
do magazynu Brum. Rok 98 to już nowy kontrakt płytowy z Poltonem i płyta "Ziemia
jest płaska". Muzycznie to klasyczny, ortodoksyjny można wręcz rzec Dezerter.
Doskonale brzmiący, masywny z jednymi z ciekawszych tekstów jakie napisał Krzysiek
Grabowski. Odbicie znajdują tu sprawy związane z przemianami w naszym kraju.
Zespół jest w niezłej formie, choć już za czas jakiś znowu stanie się... duetem.
W takim też (ponownie !) składzie powstanie kolejne dzieło ery nowożytnej -
"Decydujące Starcie", o którym szeroko rozpisywaliśmy się przy okazji premiery
krążka. Jaki jest Dezerter? Niezmienny? Przewidywalny? Oryginalny? Ktoś kiedyś
złośliwie napisał, że takiej muzyki nikt już nie słucha. Że przebrzmiała wraz
z odchodzącym systemem. Myślę, że było to kłamstwo..
Pismo "Metal Hammer"