Agrafki, irokezy i wojskowe buty

W 1977 roku w prasie pojawiły się pierwsze sensacyjne doniesienia o punku - nowej subkulturze z Wysp Brytyjskich. Artykułom piętnującym nastolatków słuchających hałaśliwej muzyki towarzyszyły często szokujące zdjęcia, ukazujące dziwacznych osobników poprzebieranych w obszarpane i niechlujne stroje. Na nową modę najpierw zwrócili uwagę młodzi ludzie ze stolicy.
- Ja i mój kolega z liceum po przeczytaniu tych artykułów stwierdziliśmy, że to, co tam opisywali, to świetny sposób spędzania czasu. - Powiedzieliśmy sobie, że jesteśmy pierwszymi punkami w mieście, kupiliśmy agrafki, żyletki i wpięliśmy sobie to żelazo do garniturów - wspomina Robert Brylewski, późniejszy lider Kryzysu.

Dekadencja jako cnota

Kryzys - Brylewskiego i Tilt - Tomka "Franza" Lipińskiego okazały się najciekawszymi formacjami pierwszej fali punk rocka w Polsce. Obie grupy grały początkowo proste gitarowe utwory, by potem eksperymentować z brzmieniami saksofonu i instrumentów klawiszowych. Równie ważne jak muzyka były dla nich teksty. Kryzys atakował w nich obłudę mediów, partyjną indoktrynację młodzieży i kłamstwa popkultury, natomiast Tilt ukazywał najciemniejsze strony życia, nie pozostawiając swym słuchaczom nawet cienia nadziei na lepsze jutro. Jeśli w przekazie Kryzysu pojawiała się metafizyczna furtka, pozwalająca na ucieczkę z koszmaru rzeczywistości, to tekściarz Tiltu, Jacek "Luter" Lenartowicz, upatrywał wyzwolenia jednostki w chaosie i autodestrukcji. "Dekadencja, cynizm i arogancja to cnoty. Nie walcz, lecz doprowadzaj do samobójstwa. Pokochaj cierpienie, pokochaj ból, nienawidź siebie i to, co kochasz. A może okaże się, że zdychanie jest przyjemnością" - pisał w wydanej w podziemiu w 1979 roku książce Pasażer. "Paulus" z Włochatego - "Luter" był intelektualistą od początku do końca - twierdzi Tomek "Rastaman" Szczeciński, perkusista Tiltu. - Cały czas kreował siebie i sprawy, o których mówił. I w końcu one się stawały. Mówił o krwi i w końcu krew tryskała na ściany. Podobało mu się, że miał zakrwawiony garnitur, w którym wchodził do autobusu i mógł szokować. W tych swoich okularkach, taki siny, "zabidzony", siadał z zabandażowaną ręką po uprzednim "chlastaniu". Był poetą, a poeci są wariatami.

Wzorem angielskich punków ich polscy naśladowcy nie ograniczali się w swej twórczości do muzyki i tekstów. Niezwykle ważnym środkiem przekazu stały się fanziny - gazetki drukowane i powielane własnym sumptem, zawierające informacje o tym, co dzieje się w muzycznym podziemiu. Niektóre z nich, jak chociażby Post wydawany przez Henryka Gajewskiego, związanego z awangardową galerią w warszawskim "Remoncie", promowały nie tylko punk rock, ale także inne formy alternatywnej wypowiedzi artystycznej: mail art, audio art czy nowoczesną poezję i prozę. Odzwierciedleniem nihilistycznej filozofii ówczesnych kontestatorów był ich ubiór i zachowanie. Do dobrego tonu należało noszenie dużej marynarki, obcisłych spodni "rurek", poszarpanych trampek, jaskrawej koszulki bez rękawów i wąskiego krawata. Ci, którym udało się wyjechać na Zachód, przywozili czarne skórzane kurtki nabijane ćwiekami, wąskie okulary przeciwsłoneczne i wysokie buty Martensy. Do obowiązującej mody należały najeżone włosy, poprzebijane agrafkami uszy i policzki, "pochlastane" przedramiona oraz hałaśliwe zachowanie. Nic dziwnego, że największym wrogiem polskich punków była strzegąca porządku w socjalistycznym państwie Milicja Obywatelska. Najważniejszym wydarzeniem "kombatanckiego" okresu polskiego punk rocka stało się wydanie przez Tonpress w przededniu wprowadzenia stanu wojennego debiutanckiego albumu supergrupy Brygada Kryzys, powstałej w 1981 roku z połączenia Kryzysu i Tiltu. Apokaliptyczne brzmienie zespołu i profetyczne teksty ukazujące rozpad komunistycznego systemu jawią się dzisiaj jako prorocza wypowiedź najbardziej wrażliwej części polskiej młodzieży, dorastającej na przełomie lat 70. i 80.

Po 13 grudnia rozwój nowej polskiej muzyki został zahamowany. Artyści byli szykanowani, legitymowani, zatrzymywani. Działalności zaprzestały pionierskie zespoły: Brygada Kryzys, Deadlock, KSU, Slim, Atak, Poland i Fornit.

Totalna destrukcja

Paraliż kontrkultury okazał się jednak tymczasowy. Już w 1982 roku powstały w Warszawie trzy zespoły, które wpompowały świeżą krew w obumierający ruch. Deuter prezentował bardzo emocjonalny punk rock, uatrakcyjniając swe koncerty elementami parateatralnymi i filmami, Dezerter nawiązywał do szybkiego mocnego amerykańskiego punka, zwanego hard core'em, a TZN Xenna prezentowała jego londyńską odmianę - street punk znany również jako oi! punk. Na koncerty wspomnianych grup jeździły całe "załogi" fanów. Nic dziwnego, że ich występy wypadały niezwykle widowiskowo: agresywnej muzyce płynącej ze sceny odpowiadał szalony taniec pogo, polegający na rytmicznym podskakiwaniu i wzajemnym obijaniu się o siebie wszystkich jego uczestników. Na legendarnym festiwalu w Jarocinie w 1984 roku, wbrew intencjom organizatorów, punk rock okazał się najszerzej reprezentowanym i najgoręcej przyjmowanym przez publiczność stylem muzycznym. To właśnie tam zadebiutowały przed dużą widownią takie formacje, jak Siekiera, Abaddon, Moskwa, Śmierć Kliniczna czy Sedes. Muzyka tych zespołów brzmiała już zupełnie inaczej niż ich poprzedników - najważniejszy był szybki rytm, agresywne brzmienie gitar i drapieżny wokal. Apokaliptycznym dźwiękom towarzyszyły bezkompromisowe teksty ukazujące ponurą rzeczywistość w komunistycznej Polsce. Największym wrogiem punków był wszechobecny system, opierający swą siłę na wojsku, milicji i kontrolowanych mediach. Jedynym wyjściem z sytuacji zniewolenia wydawała się postawa outsidera odrzucającego wszystkie wartości i instytucje, na których wspierał się znienawidzony system - przede wszystkim politykę i propagandę. "Sznurują mi usta paragrafami - śpiewała TZN Xenna - Wiążą mi ręce ustawami/ Zasłaniają oczy kodeksami/ Demokracja w czarnych okularach/ Ciągle ktoś stoi za moimi drzwiami/ Ktoś podsłuchuje rozmowy między nami".

W latach 80. radykalnie zmienił się punkowy wygląd - zniknęły fantazyjne, własnoręcznie wykonywane ubiory, a zamiast nich pojawił się tradycyjny mundurek: skórzana kurtka, obcisłe dżinsy, t-shirt z nazwą ulubionego zespołu oraz wysokie wojskowe buty. Głowy zdobiły sterczące "irokezy" lub krótkie "jeżyki". Taka uniformizacja punkowej kontrkultury szybko rozczarowała niektórych wykonawców. "Kelner" z Deutera zaczął eksperymentować z muzyką funky, Tomek Budzyński z Siekiery wspólnie z Robertem Brylewskim założył Armię, grającą "mistycznego" punk rocka, a Darek Dusza popchnął swoją Śmierć Kliniczną w kierunku reggae i jazzu. Wielu młodym rebeliantom przestała już wystarczać negacja otaczającej rzeczywistości - jedyną drogą wyzwolenia z okowów "babilońskiego systemu" stała się wiara w Boga.

Obywatelskie nieposłuszeństwo

Odzyskanie przez Polskę niepodległości wytrąciło punkowym artystom oręż z ręki. Wydawało się, że nie będzie już o czym śpiewać. Namiastkę punkowego buntu przechowały na przełomie lat 80. i 90. grupy wykonujące ludyczną wersję punk rocka, zwaną pogardliwie przez krytykę: punko polo. Były to pochodzące z peryferii Polski zespoły, których członkowie jako pierwsi doświadczyli negatywnych skutków "dzikiego" kapitalizmu. Takie formacje, jak Defekt Mózgó, Łysina Lenina czy Nauka o Gównie, mimo że prezentowały żenująco niski poziom muzyczny, sprawiały, iż młodzi ludzie z Polski "B" i "C", pozbawieni pracy i perspektyw na ciekawe życie, znajdowali swoich muzycznych reprezentantów. Kulminacją narastającej w nich agresji i buntu były kilkudniowe walki z policją podczas festiwalu w Jarocinie w 1993 roku, które zadecydowały o zamknięciu imprezy. Równocześnie z punko polo istniał tradycyjny punk, ciążący coraz bardziej ku jego mocniejszej, amerykańskiej wersji - hard core'owi. Tę brutalną stylistykę, polegającą na huraganowym rytmie i potężnym brzmieniu gitar, rozsławiły w Polsce takie formacje, jak Ustawa o Młodzieży, Inkwizycja czy Schizma. Najbardziej radykalną formułą hard core'a był ruch straight edge, polegający na całkowitym odrzuceniu przez jego wyznawców spożywania mięsa i alkoholu, palenia tytoniu oraz uprawiania seksu, by całą energię tkwiącą w człowieku rozładowywać w czasie koncertów.

Rozczarowanie politycznymi, społecznymi i gospodarczymi przemianami w Polsce lat 90. sprawiło, że część młodzieży poczuła się oszukana przez oba systemy polityczne - komunizm i kapitalizm - i w efekcie wybrała anarchizm. Niebawem w krajowym podziemiu muzycznym pojawił się silny nurt anarcho-punkowy. Związani z nim wykonawcy, jak Włochaty, Piekło Kobiet czy Infekcja, sprzeciwiają się funkcjonowaniu wszelkich instytucji opartych na przymusie czy dyscyplinie, nie uznają żadnej zinstytucjonalizowanej religii, akceptują homoseksualizm, aborcję, lekkie narkotyki - a wszystko to w imię prawa do wolności wyboru. Wielu z nich jest wegetarianami i angażuje się w walkę o prawa zwierząt oraz działania proekologiczne. To dlatego, w przeciwieństwie do "zwykłych" punków, nie noszą skórzanych kurtek, pasów i butów. Ponieważ kapitalizm jako system opierający się na przepływie pieniądza i prywatnej własności jest dziś dla anarcho-punków odpowiednikiem dawnego "babilońskiego" komunizmu, włączają się oni w międzynarodowe akcje przeciw globalizacji. Chętnie mieszkają w "skłotach", czyli opuszczonych domach i blokach, gdzie organizują swe komuny. Jako odtrutka na rozpolitykowanie anracho-punków, w latach 90. pojawili się wykonawcy oi! punk - The Analogs, Bulbulators i Uliczny Opryszek. Mają oni zagorzałe grono fanów wśród wywodzących się z robotniczych środowisk antyrasistowskich skinheadów, którzy zdecydowanie odcinają się od krzykliwego radykalizmu anarcho-punków.

Jednak dzisiaj punk nie jest już twórczym nurtem kontrkulturowym, jak dwadzieścia pięć lat temu. Powtarzane do znudzenia nierealne hasła, zamknięta w sztywnej konwencji muzyka, uniformizacja ubioru tworzą skostniały schemat, z którym walczyli ideolodzy ruchu u schyłku lat 70. Siła oddziaływania punkowej ideologii jest coraz mniejsza i ogranicza się jedynie do środowiskowego getta. Jak śpiewa Tilt: "to, co kiedyś było postępowe, dzisiaj jest wsteczne". Punk jest martwy.

Miesięcznik
"Nowe państwo"