Birds (Ptaki) - reż. Alfred Htichcock - postanowiłem odświeżyć sobie ten film bowiem ostatni raz widziałem go jak miałem sześć czy ileś tam lat. No i przyznać trzeba że wtedy dla mnie był to thriller wszech czasów Zastanawiałem się czy ten film się zestarzał jak np. "Psychoza" w której słynna scena pod prysznicem teraż już wywołuje uśmich na twarzy. Podczas oglądania "Ptaków" uśmieszek też czasem się pojawi ale nie jest tak źle. Jednak film jest troche przereklamowany - wcale nie ma tak porywającego scenariusza jak inne dzieła Alfreda, a przeszedł do legendy za to jaki efekt wywoływał na ludziach w 63 roku. Mimo wszystko to ten film ogląda się z dużą przyjemnością i nie nudzi. Ma jak na tamte czasy świetne efekty sepcjalne (ostatnia scena !) no i piękne niedopowiedzenie na końcu którym reżyser stawia nas w ciągłym poczuciu zagrożenia
No i przyznać trzeba że ścieżka dzwiękowa jest bardzo orginalna Mimo że są do tylko ptasie odgłosy nad wszystkim czuwał kompozytor Hitchcocka.
Permanent Vacation (Permanentne wakacje) - reż. Jim Jarmusch - w debiucie Jarmuscha widać już pewne charakterystyczne dla niego motywy, ale styl nie był jeszcze ukrystalizowany więc powiem szczerze że niezbyt przypadł mi do gustu (rekordowe nawet jak na Jarmuscha dłużyzny). Jednak patrząc na to jak na pierwszy film - jest niezły. Opowiada historie młodego nowojorczyka Alliego - chłopaka, outsidera który nic nie musi. Snuje się więc po zapomnianych miejsach w tym wielkim mieście. Kilka dobrych motywów nie było w stanie mnie jednak przekonać do końca. Film dla fanów Jarmuscha obowiązkowy, i ja osobiście "Permanentnymi wakacjami" zakończyłem oglądanie wszystkich pełnometrażowych, fabularnych filmów Jarmuscha
Pies Andaluzyjski (Un Chien Andalo) - reż. Louis Bunuel - no, z opisywaniem takich filmów trzeba uważać bo żaden ze mnie kulturoznawca czy wielki miłośnik sztuki . Przypomniał mi o "Psie.." temat o surrealizmie na tym forum właśnie, miałem go gdzieś na CD więc postanowiłem się za niego zabrać. Powstał w 1929 przy współpracy Bunuela z Salvadorem Dali i jest określany jako pierwszy surrealistyczny film.
Jest to film niemy w którym senne, niezbyt trzymające się kupy historie (podzielone czasowo) przeplatają się z rzeczywistościa (? ) ale wiadomo czego się spodziewać . Film miał szokować uwczesną publiczność i chyba im się udało. Jednak można "Psa.." odebrać jako film o... miłości ? Jest brutalny, niesmaczny i wulgarny erotycznie (scena w której Bunuel na początku filmu przecina oko kobiecie jest naprawde dobra). Myśle że warto zobaczyć (a fani tych surrealistycznych obrazów Lyncha też mogą być zadowoleni)...
Cotton Club - reż Francis Ford Coppola - zawsze chciałem zobaczyć ten flm ale dopiero wczoraj miałem okazje i to jeszcze w państwowej telewizji ! Kolejny film Coppoli po pierwszej części "Ojca Chrzestnego" o tych wspaniałych czasach prohibicji, jazzu i gangsterki w Nowym Yorku. Przy scenariuszu maczał palce Mario Puzo czyli nie mogło wyjść inngo jak WIELKIE KINO. Piękny wizualnie, świetna realizacja no i genialna muzyka (ach te popisy na scenie Cotton Club) ! Brawurowe aktorstwo: ... choć był to chyba pierwszy film w którym podobała mi się gra Richarda Gere'a gangsterzy zagrani świetnie (zwłaszcza charakterystyczny i wybuchowy Dutch)... no i w małej roli Tom Waits
A jak wam się podobał (jeśli ktoś wczoraj ogłądał) ?
_________________ "po kapelach krastowych moge stwierdzić gołym okiem że peja ma więcej wspólnego z punk rockiem"
ja jakis czas temu odswiezalem to sobie i sie zawiodlem, w dziecinstwie zrobil na mnie wieksze wrazenie no ale film OK, chociaz zdecydowanie najmniej dobry z wszystkich Hitchcocka jakie widzialem
tak jak wspomniales, świetna sciezka dźwiękowa będąca tylko i wyłącznie ptasimi odgłosami
mi najbardziej podobała się scena, w które główna bohaterka siada na ławeczce przy placu zabaw, na ktorym powoli acz konsekwentnie pojawiają się kolejne ptaszyska
buri napisał/a:
Permanent Vacation (Permanentne wakacje) - reż. Jim Jarmusch
niby nic niezwyklego, a jednak macoś w sobie, bardzo mi sie podobal (chociaz nie aż tak bardzo)
np. podobal mi sie znacznie bardziej niż drugi film Jarmuscha, czyli "Inaczej niż w raju", który z kolei uwazam za najslabszy jego film (wciąż nie widzialem "Poza prawem" i "Broken flowers", ale to pewniaki jesli chodzi o dobre kino )
a o Cotton Club, to juz konwersację z Bobsonem mielismy w innym temacie dodam, ze bardzo podobalo mi się tam stepowanie, zwłaszcza scena zmontowana wraz z zabójstwem Dutcha
Żelazny Krzyż / Cross of Iron - Sam Peckinpah, 1977
Pokażę ci gdzie rosną Żelazne Krzyże
Jeśli wierzyć krytykom i ich opiniom na temat "Weekendu Ostermana" (1983), to "Żelazny Krzyż" jest przedostatnim wielkim dziełem Krwawego Sama (ostatnim był świetny "Konwój", 1978). Jest to film wojenny o wymowie bardzo antywojennej. Mnóstwo charakterystycznych "baletów śmierci" (najwieksza ich ilosc spośród wszystkich filmow Krwawego Sama) i popisowych scen bitewnych, ale jak na Peckinpaha przystalo - nie zapomina się, iż jest to moralitet.
Front wschodni, rok 1943, wojna z punktu widzenia żołnierzy Wermachtu. Głównym bohaterem jest doświadczony sierżant Steiner (w tej roli James Coburn), człowiek potrafiący odnaleźć się jedynie na wojnie ("Nie mam domu") i o reputacji bezwzględnego zabijaki. Uchodzi on też za osobę odważną, powszechnie szanowaną i godną zaufania, w związku z czym jego przełożeni przymykają oko na jego działania. Wkrótce dowódcą jego oddziału zostaje pruski arystokrata, kapitan Stransky, który jak sam mówi - nie opuści frontu, póki nie zoztanie odznaczony tytułowym Żelaznym Krzyżem będącym dla niego symbolem walecznosci, odwagi i wielkiego oddania dla ojczyzny, czym zamerza się pochwalić rodzinie (tłuamczy się tzw. presją otoczenia...). Szybko dochodzi do konfliktu między dumnym Stranskym a bezczelnym wobec niego Steinerem. Wkrótce Stransky przypisze sobie zasługi innego poległego, aby zostać odznaczonym i jedyna osobą dzielącą go od Żelaznego Krzyża będzie Steiner. Stransky będziepróbował przekupić Steinera, agdy ten odmówi - nie poinformuje go o wycofaniu się wojsk niemieckich, które od Rosjan dostają ciągle po dupie i które muszą się ewakuować, aby przetrwać. Steiner ze swoimi ludźmi dowiedzą się o tym dopiero w momencie wtargnięcia czołgów wroga do swojego obozu, zostaje im ostateczna walka o przetrwanie ...
Naprawdę bardzo dobry film, w ktorym szczególnie ważne są dialogi. Dialogów jest tu dużo i są świetne, jak dla mnie najlepsze dialogi z wszystkich filmów Krwawego Sama jakich widziałem. Dzieło brutalne, dzieło ciekawe, dzieło warte obejrzenia. Nalezałoby też wspomnieć o słynnej scenie, w której żołnierz bez rąk, po odznaczenie podaje swoją nogę. Czy też ogólnie wizytę Steinera w szpitalu, po której moze wrócić do domu, z czego rezygnuje.
hehe mialem dokladnie ten sam problem
a w tym wypadku jest to problem, bo sporo dialogow byłodosyć niewyraxnych jak dla mnie i rozumialem "piate przez dziesiate"
ale i tak mi sie bardzo podobalo
tytuł "Permamentne wakacje" nie jest przypadkowe.Moze nie chodzi o czas,kiedy mamy 3 miesiace bez chodzenia do szkoły,ale o sposób ich spedzania.Wakacje w miescie-ogarniajaca nuda,puste ulice bo wiekszosc znajomych wyjechała poza miasto,włóczenie sie bez celu przez skapane w upale i kurzu wielkim miescie,krótkie pogawedki z outsiderami,w ciemnych uliczkach
"turysta"
dla mnie jest to takze manifestacja wolności,nie podlaegania rygorom czasowym-idziesz gdzie chcesz,robisz co chcesz
dośc dawno ten film ogladałem na alekino
i jedna bardzo istotna rzecz w filmach Jarmusha
MUZYKA
Wyrzutki / The Outsiders - Francis Ford Coppola, 1983
Dramat o tematyce młodocianych gangów w latach 50. , USA. O takiej samej tematyce, lecz w nieco pozniejszych czasach traktował jeszcze zrealizowany w tym samym roku przez Coppolę film "Rumble Fish" (nawet polowa tej samej obsady się w nim znalazła). Oba te filmy, a takze zrealizowany rok później (wspominany zresztą wyżej) gangsterski musical "Cotton Club" odniosły finansową klęskę co przyczyniło się do upadku wytwórni filmowej Coppoli, czego kompletnie nie rozumiem. Każdy z tych trzech filmów jest filmem bardzo niedocenianym, a i każdy znich jest wg mnie filmem naprawdę bardzo dobrym.
Główny bohater "Wyrzutków" to czternastoletni Pony Boy Curtis, wychowywany przez dwóch starszych braci w biednej dzielnicy miasta Tulsa. Wszyscy trzej ze względu na miejsce zamieszkania należą do gangu o nazwie Greasers, zaś ich odwiecznymi wrogami są bogaci Socs. Pony Boy wraz ze swoim najlepszym przyjacielem Johnnym, błakają się bez celu po mieście, ich atrakcjami są kina samochodowe i towarzystwo starszych kumpli z gangu. Pewnej nocy zostają złapani przez Socsów - Pony Boy zostaje topiony w fontannie, pobity Johnny leży obok. Johnny, chłopak bardzo wrażliwy i bojący się przemocy, używa noża zabijając jednego z Soców. Wkrótce z pomocą starszego od nich młodocianego kryminalisty Dallasa, chłopcy ukrywają się przed policją w opuszczonym kościele. Ale wkrótce będą musieli wrócić do miasta, gdzie wraz z resztą Greaserów czeka na nich bitwa z Socsami.
Smutny moralitet o przyjaźni, dorastaniu, przemocy i w końcu śmierci. Bardzo dobra muzyka (w tym trochę starego rokendrola ), chociaż czasem wydawała mi się zbyt" wzniosła" do danych scen. Coppola z klasą. Warto zwrócić też uwagę na role drugoplanowe, w których wystąpili wtedy jeszcze mało znany aktorzy tacy jak: Mat Dillon, Patrick Swayze, Emilio Estevez, Rob Lowe, Tom Cruise czy nawet Tom Waits.
tytuł "Permamentne wakacje" nie jest przypadkowe.Moze nie chodzi o czas,kiedy mamy 3 miesiace bez chodzenia do szkoły,ale o sposób ich spedzania.Wakacje w miescie-ogarniajaca nuda,puste ulice bo wiekszosc znajomych wyjechała poza miasto,włóczenie sie bez celu przez skapane w upale i kurzu wielkim miescie,krótkie pogawedki z outsiderami,w ciemnych uliczkach
"turysta"
dla mnie jest to takze manifestacja wolności,nie podlaegania rygorom czasowym-idziesz gdzie chcesz,robisz co chcesz
dośc dawno ten film ogladałem na alekino
a co do "Psa andaluzyjskiego" to czytajac jedna z recenzji natknałem sie na takie okreslenie:"msza surealistów"
a tak sam reżyser określił swoje dzieło "namiętne i rozpaczliwe wezwanie do mordu"
Film porusza dwie koncepcje miłości: miłość - śmierć oraz miłość - pożądanie a także temat transgresji zarówno społecznej jak i moralnej czy tabu estetyczne. celem obrazu jak i surrealizmu w ogóle było rozbicie,zaburzenie drobnomieszczańskiego sposobu pojmowania świata,patrzenia na świat,zerwanie z przesadami,racjonalizmem,rozumowej logiki.Sen i rzeczywistośc,rzeczy urojone,poświadome i świadome przestana byc ze soba w sprzecznosc
W samo południe - kolejny film który potwierdza że amerykański, sztampowy, czarno biały western mnie nudzi - ale przyznać trzeba że miło jest się zapoznać z klasyką. Znowu podobnie jak w "Rio Bravo" (kolejny WIELKI western jaki miałem okazje zobaczyć ostatnio) jest tu stary, osamotniony i prawy szeryf. Tak typowe że do mnie nie trafia. Choć patrząc na "High Noon" przez aspekt psychologiczny, osamotnienie głównego bohatera, nie wypada źle.
Strasznie zirytowało mnie zakończenie filmu, może nie sam fakt że spodziewałem się "pojedynku na głównej ulicy w samo południe", ale że morderca na którego czeka się półtorej godziny filmu daje się zabić ot tak ? Koncepcja filmu słuszna... ale Włosi zrobiliby to lepiej
Gra aktorska także nie powala na kolana, a piosenka tytułowa była żałosna.
Znam lepszy western w którym kilku zbirów czeka na stacji kolejowej
_________________ "po kapelach krastowych moge stwierdzić gołym okiem że peja ma więcej wspólnego z punk rockiem"
osamotienie glownego bohatera mi się bardzo podobało, podobalo mi się oczekiwanie do tytulowego południa na przyjazd Franka, ale spodziewalem sie po tej postaci znacznie więcej (wszystko przez "Kill Bill" gdzie Bill okazał się w pewnym sensie świetną postacią, a nie czlowiekiem, ktory "pojawil sie i strzelił razy kilka")
teraz tez juz wiem, w którym momencie w "Pewnego razu na Dzikim Zachodzie" złożony zpstał hołd jednemu z nadwesternów
muzyka chwilami była bardzo dobra, ale przeważnie była kiepska
ogólnie dobry film, ale oczywiscie Włosi zrobiliby to znacznie lepiej
płaszczyzny NIE nakladaja sie na siebie dokladnie
co do czarnych charakterów, to milo popatrzec bylo na mlodego Lee van Cleefa
a co do podobienstw, nalezaloby zaznaczyc, że film Leone i film Eastwooda powstaly znacznie pozniej - ja wiem, ze my to wiemy, ale wiesz
poza tym tam każda ważna postać (czyli jeszcze Frank, Cheyenne i Jill) miala swoją wlasną melodię (Cheyenne mial nawet dwie wersje)
w "Garsci dynamitu" takim leitmotivem była gwiżdząca melodia dynamitowego Johna
a w "Dobry zły i brzydki" charakterystyczne niemalże surfowe gitary
dzisiaj odswiezalem sobie "Dzikią bandę" Peckinpaha, podobalo mi sie jeszcze bardziej rewelacja
dzięki Buri za napisy raz jeszcze, wreszcie zrozumialem dialogi
Punkt zapalny / 3-4x Jugatsu - Takeshi Kitano, 1990
Drugie dzieło pana Kitano, bardzo dobry dramat o samotności. Głównym bohaterem jest młody chłopak będący totalnym outsiderem, Masaki. Masaki gra w miejscowej drużynie baseballowej (gdzie prawie nie występując - raczej zaniża niż zawyża poziom) i pracuje w myjni samochodowej (gdzie nie przykłada się do wykonywanej roboty). Osamotniony, nieśmiały, zamknięty w sobie nie jest jednak całkiem niezauważany i wkrótce zaczyna stopniowo się starać, nie przestając być przy tym cichą osobą. Przez swoją niedbałość i ostrą reakcję na nią pewnego gangstera szybko popada w konflikt z yakuzą. Z pomocą przychodzi mu jego trener - były szef yakuzy, Iguchi, który próbując wykorzystać swoje stare znajomości, chce nakłonić obecnego szefa do odchylenia się od wyroku śmierci na Masakim. Ale to mu nie wychodzi, a dodatkowo sam popada w konflikt ze znajomymi gangsterami. Ciężko pobity postanawia zdobyć broń, aby się zemścić i na pomoc przychodzi mu Masaki. Wraz z kolegą z drużyny wylatują z Tokio do Okinawy, aby zakupić pistolet. W Okinawie poznają zaś wyjątkowo nadpobudliwego gangstera Uehara i jego człowieka, którzy mają pomóc im w zakupie broni na czarnym rynku...
Mocny film pełen psychologi pojawiających się tam najważniejszych postaci. Jak to Kitano - bardzo wyciszony, z niewielką ilością dialogów, smutny acz z chwilami zabawnymi. Jak zwykle sceny przemocy to sceny brutalne i jak zwykle pjawiaja się tylko raz na jakiś czas, ale nigdy bez powodu i zawsze robią wrażenie... W filmie wystąpil oczywisie też sam Kitano - w roli bardzo agresywnego zboczonego - Uehary i jak zwykle byla to postac bardzo wyrazista, Kitano jest swietnym aktorem, choc zawsze gra charakterystyczne postaci. Ma tez swoj wręcz poetycki styl reżyserki, lubi symbolikę, a i świetne długie ujęcia, kadry. Kitano to dla mnie obecnie sprawdzona firma
Wlasnie poogladalem The Great Silence - film ciekawy, lecz przede wszystkim zaskakujacy.
I ostatnie zdanie w filmie: "All according to the law" podsumowuje tresc.
_________________ shame on a nigga who try to run game on a nigga
wu buck wild with the trigger!
shame on a nigga who try to run game on a nigga
ha! mowilem, ze sie zdziwisz no ale jak ogolnie sam final się podobał?
"they call him Silence because wherever he goes, the silence of death follows" nabiera tam dodatkowego znaczenia...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Możesz załączać pliki na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum