Odnośnie Cradle of Fear to widok Daniego Filtha jest wystarczający, by dokonac dekonstrukcji KAŻDEJ stylistyki, a co dopiero tak skonwencjonalizowanego gatunku, jakim jest horror Będę bronił Eda Wooda, który przecież ucieleśnia to, o czym po cichu (lub głośnu ) każdy filmowiec marzy, a przynajmniej marzyć powinien - chciał opowiadać historie. W końcu o to przede wszystkim chodzi w tym interesie, i to od początku istnienia tego medium. A że niekoniecznie owo opowiadanie mu wychodizło, to już inna para filmowych kaloszy. Jednak etykietka "najgorszego reżysera świata" dawno juz przestał przylegać do jego zacnego dorobku. Zresztą, w obliczu dokonań takiego Uwe Bolla, nawet Troma może byc uważana za wytwórnię o artystycznych ambicjach
Pełna zgoda co do Jacksona i Lewisa - dorzuciłbym jeszcze przede wszystkim Rogera Cormana, który prócz absolutnych pomyłek (WASP Woman) ma na swoim koncie bardzo udane produkcje (ekranizacje opowiadań Poego). A co do Piestraka, uważam, że jest polskim Edem Woodem i królem rodzimego campu, choć jego twórczość wymyka sie samej definicji, jako że camp to kicz świadomy, a u niego ze autooceną swych wytworów było różnie A co sądzisz o dzielach Russa Meyera ?
Jak to??? A Roman Wilhelmi w roli charakteru czarniejszego od Wołgi towarzysza Gomułki? Przyjazny Rosjanin, mający zawsze na podorędziu kilka granatów, tytułowe węże, wyrzucane przez wentylator, gigantyczny wąż z papieru - dla tego wszystkiego warto obejrzeć ten film!
Dołączam moją skromną listę Wprawdzie bardziej jest to reprezentatywna próbka, niż kompletne the best of..., ale zawsze byłwem niezdecydowany...
Dobre, bo polskie :
Miś
Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?
Nie ma rózy bez ognia
Brunet wieczorową porą
Hydrozagadka
Medium
Przepraszam, czy tu biją
Życie wewnętrzne
Nic śmiesznego
Śmierć prezydenta
Wodzirej
Bez znieczulenia
Barwy ochronne
Balanga
Psy
I zagramaniczne kawałki :
Death Wish, reż Michael Winner
The Getaway, reż Sam Peckinpah
Dawn of the Dead, reż George Romero
Rabid, reż David Cronenberg
Suspiria, reż Dario Argento
Assault on Precinct 13, reż. John Carpenter
Braindead, reż Peter Jackson
Irma la Douce, reż Billy Wilder
Monty Python and the Holy Grail, reż Terry Jones i Terry Giliam
Monty Python's Life of Brian, reż. Terry Jones
Monty Python's The Meaning of Life, reż Terry Jones
Commando, reż Mark Lester
Close Encounters of the Third Kind, reż Steven Spielberg
Duck Soup, reż Leo Mc Carthy
The Pink Panther Strikes Again, reż Blake Edwards
Nie potrafię ustalić hierarchii ważności, prosze mi wybaczyć.
Pozdrowienia dla miłośników dobrego kina! Pora dołączyć do tak zacnego grona. Ostatnio obejrzałem sobie film, który śmiało można zaliczyć do czołowych osiągnięć w dziedzinie zombie movies z uwypuklonymi akcentami splatstickowymi rodem z BRAINDEAD i MEET THE FEEBLES mistrza Jacksona. Owo dzieło to DELLAMORTE DELLAMORE z 1994 roku autorstwa Michele Soavi z Rupertem Everettem w roli głównej. Ta koprodukcja włosko-francusko-niemiecka jest żywotnym dowodem na to, że w tak wyeksploatowanym gatunku, jakim jest kino "zombiczne" nadal można odnaleźć pewną świeżość (choć akurat to słowo w stosunku do zombiaków nie jest najbardziej trafne) Nasz dzielny Rupert gra biologa Francesco Dellamorte (aha! taki myk z tytułem - już jest dobrze ), który zajmuje zaszczytną posadę dozorcy starego cmentarza. Wśród rozlicznych uroków tego miejsca jeden wysuwa się na czoło: siódmego dnia po pochówku szacowny nieboszczyk płci obojętnej, za nic mając sobie rigor mortis, dziarsko wyłazi z grobu, domagając się strawy, niekoniecznie duchowej. Dzielny Franek, wraz ze swym pomocnikiem, tluściutkim jegomościem o egzotycznym imieniu Gnaghi (notabene, gra go francuski muzyk rockowy, Francois Hadji-Lazaro), ze stoickim spokojem znosi ową drobną niedogodność eliminując gastronomiczne zapędy zombiaków przy pomocy rozlicznych narzędzi - od tradycyjnej łopaty po rownie tradycyjny rewolwer. Sytuacja ta ulega pewnej zmiannie, gdy pochowany zostaje pewien leciwy jegomość, mający szczęście trzymać w swych objęciach żonę, którą gra Anna Falchi (jeśli ktoś nie zna, niech znajdzie w sieci - nie pożałuje). Od tej pory film nabiera tempa, choć nie jest ono zawrotne, lecz boska Anna, prezentująca swoje uroki, mnóstwo zabawnych sytuacji i, klasyczna w tego typu produkcjach, mnogość nawiązań , odwołań, aluzji i zapożyczeń odnoszących się do innych wytworów światowej kinematografii (w tym jawny hołd, oddany South Parkowi przez Gnaghiego, wymotującego z zachwytu na widok córki burmistrza), sprawia, że ogląda się z to z wielką przyjemnością. Aby jeszcze bardziej zachęcić ewentualnych widzów, dodam, iż jest w tym filmie wszystko, co najlepsze: piękno kobiecego ciała (męskiego również, jeśli ktoś lubi Everetta ), urwane głowy, rozpryskujące się mózgi,slowem: to wszystko, czego nie znajdziemy w polskim kinie, nad czym wielce boleję. Na dodatek fabuła ma formę eliptyczną, dlatego warto oglądać ten film z uwagą od początku do końca. To tyle. Uprzedzam, że jak znowu mnie najdzie ochota na kilka uwag o obejrzanym filmie, bez skrupułów skorzystam z tego miejsca!