Miło wspominam Raisse - Grabarza i Strachów, Krótkie kazanie na temat jazdy na maxa - Kazika i Somebody to love - Jefferson Airplane.
Wypadało by nadmienić, że owe utwory tylko do romantycznych wieczorów(kochania się )
Do pieprzenia preferuję jakąś ostrą mieszankę pobudzająco-transująco-rozpierdalającą szybkie, psychedeliczne dźwięki z mocnym beatem, co by rytmikę poprawić
edit: lubiącym hardcore i totalną siekę polecam psalmy Redemptorystów, albo chóry wykastrowanych dziewięciolatków z rurkami w tchawicach
Aphex Twin - Come To Daddy - za niesamowity klimat, wykonanie i innowacyjne, wykręcające dźwięki.
The Prodigy - Smack My Bitch Up - za hardcore i totalną miazgę.
Marilyn Manson - (s)AINT - jw.
To tyle z tych najbardziej tkwiących mi w pamięci.